Chociaż popularna "Biba" niewiele może sobie zarzucić po przegranych eliminacjach i meczach z Izraelem i ze Słowacją. W pierwszym starciu niemal w pojedynkę poprowadziła "biało-czerwone" do wygranej, w drugim robiła co mogła, ale wobec niemocy zespołu w trzeciej kwarcie, Polki schodziły z parkietu pokonane. - Nie zawsze zdobywam 32 punkty. Przynajmniej cztery dziewczyny powinny mieć dwucyfrowy dorobek - zaznacza Bibrzycka. Brak należnego wsparcia ze strony koleżanek z zespołu był jedną z głównych przyczyn niepowodzenia Polek. - Gdy rywal zaczyna agresywnie naciskać w obronie, gramy bardziej zachowawczo. Dziewczyny zaczynają mnie szukać, chociaż jestem ostro naciskana - dodaje "Biba". Zdaniem reprezentantki kraju naszej ekipie zabrakło we Włoszech także dobrej - poza Małgorzatą Dydek - postawy środkowych, lepszej gry na tablicach oraz niezbędnego w meczach o stawkę doświadczenia. Polki mogły rzutem na taśmę pokonać Słowaczki i awansować na ME, ale rzut Bibrzyckiej z połowy boiska chybił celu. - Na cuda nie ma co liczyć. Bez maksymalnej koncentracji i agresji będą się zdarzały przestoje wywołujące podobne rozczarowania - zauważa.