Drugi mecz odbędzie się w poniedziałek w Gdyni. Goście przystąpili do pierwszego finałowego meczu z marszu - koszykarze z Turowa dopiero w środę rozstrzygnęli na swoją korzyść siódme półfinałowe spotkanie z Treflem Sopot. Z kolei gdynianie na finałowego przeciwnika czekali od 27 kwietnia, kiedy wygrali czwarty mecz z Energą Czarnymi Słupsk. W Turowie nie zagrał Serb Marko Brkić, który skręcił staw skokowy. Ten uraz najprawdopodobniej wyeliminuje go ze wszystkich finałowych spotkań. Gościom udało się dotrzymać kroku Asseco Prokom tylko w pierwszej połowie. Gdynianie powinni jednak do przerwy prowadzić wyżej niż tylko jednym punktem, ale fatalnie wykonywali rzuty wolne - trafili zaledwie 12 na 21 prób. Inny problem mieli koszykarze ze Zgorzelca - najskuteczniejszy zawodnik w ich zespole Konrad Wysocki, który do przerwy zdobył 10 punktów, popełnił już trzy przewinienia. Z kolei w 23. minucie czwarty faul miał na koncie najlepiej zbierający Robert Tomaszek. Druga połowa należała już do gdynian. Pierwszy punkty po przerwie Turów zdobył prawie po pięciu minutach gry, kiedy mistrzowie Polski prowadzili 49:42. Od tego momentu zawodnicy Asseco Prokom zaczęli systematycznie powiększać przewagę. W 32. minucie po rzucie Adama Hrycaniuka gospodarze wygrywali 67:56. Za chwilę boisko, po wyczerpaniu limitu pięciu przewinień, opuścił Tomaszek. W 34. minuta po akcji Qyntela Woodsa było już 74:59 dla gdyńskiego zespołu. W końcówce goście ambitnie dążyli do odrobienia strat, ale zdołali jedynie zmniejszyć rozmiary porażki. Powiedzieli po meczu: Jacek Winnicki (trener PGE Turów Zgorzelec): - Zagraliśmy przyzwoicie w ataku, nieźle spisywaliśmy się również w walce na tablicach, ale fatalnie zaprezentowaliśmy się w obronie. Nie można wygrać z Asecco Prokom, jeśli traci się w kwartach po 27 i 29 punktów. Może mniej punktów niż zazwyczaj rzucił Torey Thomas, ale na pewno zrekompensował to asystami, których miał aż 10. Przyczyn naszej porażki należy szukać gdzie indziej, a nie w jego skuteczności. Teraz musimy przeanalizować to spotkanie i jeszcze lepiej przygotować się do poniedziałkowej drugiej konfrontacji. Tomas Pacesas (trener Aseco Prokom Gdynia): - Gratuluję rywalom ambitnej postawy do ostatnich sekund. Odnieśliśmy pierwsze zwycięstwo, ale to prawie nic. Musimy zapomnieć o tej wygranej i szykować się do meczu numer dwa. A jest wiele do poprawienia. W pierwszej połowie goście zniszczyli nas na tablicach. Sporo zastrzeżeń można mieć do naszej skuteczności z linii osobistych oraz do strat, które popełniliśmy prowadząc różnicą 16 punktów. Daliśmy dojść rywalom na pięć punktów, a jesteśmy zbyt doświadczonym zespołem, aby pozwolić sobie na taką dekoncentrację. Dobry mecz rozegrał Qyntel Woods, którego forma rośnie po każdym treningu. Pierwszy mecz finałowy Asseco Prokom Gdynia - PGE Turów Zgorzelec 88:79 (16:20, 27:22, 16:12, 29:25) Stan rywalizacji play off (do czterech zwycięstw): 1-0 dla Asseco Prokomu. Asseco Prokom Gdynia: Daniel Ewing 23, Piotr Szczotka 14, Qyntel Woods 13, Ratko Varda 8, Robert Witka 6, Adam Hrycaniuk 6, Krzysztof Szubarga 6, Tommy Adams 4, Ronnie Burrell 4, Courtney Eldridge 3, Filip Widenow 1. PGE Turów Zgorzelec: David Jackson 16, Konrad Wysocki 13, Torey Thomas 11, Michael Kuebler 9, Daniel Kickert 9, Michał Gabiński 8, Robert Tomaszek 8, Ivan Zigeranović 5, Bartosz Bochno 0, Oskar Bukowiecki 0.