7-meczowa batalia wyłoniła mistrza NBA. Historyczny sukces Thunder. Na ten tytuł czekali latami
Sezon NBA właśnie dobiegł końca. Po 7-meczowej batalii poznaliśmy tegorocznego triumfatora najlepszej koszykarskiej ligi świata. Pierścienie mistrzowskie na palce założą zawodnicy Oklahoma City Thunder, którzy w niezwykle emocjonujących i pełnych zwrotów akcji spotkaniach odprawili z kwitkiem Indiana Pacers. Dla Thunder jest to historyczny moment, bowiem pierwszy raz klub ten włoży do swojej gabloty trofeum, które jest wielkim marzeniem każdego koszykarza na całym świecie.

Tegoroczne finały NBA były swoistym zaskoczeniem dla fanów koszykówki na całym świecie. Do końcowego etapu rywalizacji dotarł bowiem jeden z faworytów - Oklahoma City Thunder - oraz kompletny underdog tego sezonu - Indiana Pacers. Zachodni dominator pewnie wygrał zmagania sezonu zasadniczego, uzyskując imponujący bilans 68 wygranych i 14 porażek. To wynik dalece odbiegający wiceliderowi klasyfikacji zachodniej, którym była ekipa Houston Rockets (52 wygrane, 30 porażek). Ostatecznie "OKC", prowadzone przez MVP sezonu zasadniczego - Shaia Gilgeousa-Alexandra - pewnie dotarło do tegorocznego finału NBA.
Z kolei po drugiej stronie barykady mieliśmy kilku kandydatów do miana tegorocznego finalisty. Można tutaj przytoczyć między innymi Cleveland Cavaliers, które zanotowało świetny sezon zasadniczy, zwieńczony wynikiem 64 wygranych i 18 przegranych spotkań oraz znajdujący się za ich plecami Boston Celtics z bilansem 61 wygranych i 21 porażek. W fazie play-off obie wymienione ekipy padły jednak na kolana pod naporem niżej notowanych zespołów. Tym sposobem w finale rozgrywek Konferencji Wschodniej spotkały się ekipy New York Knicks oraz Indiany Pacers. Po 6 meczach między tymi zespołami poznaliśmy drugiego finalistę, który została Indiana Pacers.
Przełomowe finały NBA. Stawką premierowe zwycięstwo
Przed rozpoczęciem tegorocznych finałów najlepszej koszykarskiej ligi świata byliśmy pewni jednego - dla obydwu zespołów była to szansa na premierowe mistrzostw w historii organizacji. Dotychczas bowiem ekipa z Indianapolis tylko raz meldowała się w końcowej fazie rozgrywek NBA. Stało się to w roku 2000, kiedy Pacers prowadzeni byli przez takich zawodników jak: Reggie Miller, Chris Mullin czy Jalen Rose. Naprzeciw wyszła im jednak drużyna Los Angeles Lakers, z legendarnym już duetem Kobe Bryant - Shaquille O'Neal. Szczególnie problematyczny okazał się "Shaq", który w serii przeciwko Pacers ani razu nie zdobył mniej niż 30 punktów. Indiana poległa wówczas w 6 meczach.
Zespół z Indianapolis święcił natomiast triumfy za czasów gry w rozwiązanej już lidze ABA (American Basketball Association red.). Twór ten istniał w latach 1967-1976 i zrzeszał 12 zespołów, z czego 4 najsilniejsze i najbardziej stabilne finansowo ekipy zasiliły później szeregi NBA. Najbardziej utytułowaną drużyną tej ligi byli właśnie Pacers. Zdobyli oni 3 tytuły mistrzowskie w latach: 1970, 1972, 1973.
Z kolei w przypadku Oklahomy City Thunder sytuacja wygląda zgoła inaczej. Zespół ten do 2008 roku występował bowiem pod kultową już nazwą Seattle SuperSonics. Ta organizacja zdobyła mistrzostwo NBA w 1979 roku, pokonując drużynę Washington Bullets (obecnie Washington Wizards red.), w 5. meczach. Później, w wyniku różnych zawirowań zespół został przeniesiony do Oklahoma City oraz oficjalnie zmienił nazwę na obecnie funkcjonującą - Oklahoma City Thunder. Z technicznego punktu widzenia to wciąż ta sama drużyna, jednak przez przeważającą część środowiska NBA uznawana jest za zupełnie osobny byt.
Oklahoma, już po restrukturyzacji franczyzy zameldowała się w finałach NBA w roku 2012. Wówczas trzon drużyny stanowili: Kevin Durant, Russell Westbrook oraz Serge Ibaka. W składzie mieli oni również najlepszego rezerwowego sezonu zasadniczego - Jamesa Hardena. Na papierze ekipa ta robiła piorunujące wrażenie, jednak w finale trafili oni na superteam Miami Heat, którego trzon stanowił tercet LeBron James - Dwyane Wade - Chris Bosh. Zawodnicy "OKC" zdołali urwać w tej serii tylko jedno spotkanie.
Znamy tegorocznego mistrza NBA. Puchar powędruje do gabloty Thunder
Przed rozpoczęciem serii finałowej ciężko było stwierdzić, kto sięgnie po upragnione trofeum imienia Larry'ego O'briena. Z jednej strony na parkiety wybiegała "jedynka" tegorocznych rozgrywek sezonu zasadniczego. Z drugiej, stawiał im czoła wschodni underdog, który wyeliminował czołowe drużyny konferencji, kilkukrotnie wychodząc przy tym z naprawdę ciężkich sytuacji.
Jak mogło zakończyć się pierwsze starcie takich ekip? Oczywiście rzutem na zwycięstwo oddanym niemalże równo z syreną końcową. Jego autorem był liderujący drużynie Pacers Tyrese Haliburton, który w całym spotkaniu zdobył łącznie 14 punktów, 10 zbiórek i 6 asyst. Na nic zdało się zawrotne 38 "oczek" w wykonaniu Shaia Gilgeousa-Alexandra. Warto wspomnieć, iż w pewnym momencie "OKC" prowadzili w tym meczu przewagą 15 punktów. Mimo to Indiana wygrała pierwszy wyjazdowe spotkanie wynikiem 111:110. Kilka dni później "OKC" rozegrali drugi domowy mecz, w którym już nie pozostawili złudzeń rywalom. "SGA" popisał się 34 punktami, a Oklahoma, po zwycięstwie 123:107, wyrównała stan rywalizacji.
Kolejne dwa spotkania odbyły się natomiast w Indianapolis. Tam Haliburtom i spółka chcieli odgryźć się za dotkliwą porażkę z meczu numer 2. Udało im się to dzięki świetnej grze Haliburtona oraz Pascala Siakama, którzy łącznie zdobyli 43 punkty. Wspomógł ich niespodziewany bohater z ławki, czyli Bennedict Mathurin, który w 22 minuty gry zdołał zapisać na swoim koncie aż 27 punktów. To pozwoliło Pacers na zwycięstwo 116:107. Mecz numer 4 był jednak dla Indiany dużo mniej udany. Tylko Siakam mógł się pochwalić zdobycie 20 punktów, kiedy to po drugiej stronie parkietu wynik równy lub wyższy zanotowali: Alex Caruso (20), Jalen Williams (27) oraz Shai Gilgeous-Alexander (35). To przełożyło się na triumf "OKC" (111:104) oraz ponowne wyrównanie stanu rywalizacji.
Mecz 5 ponownie odbył się w murach Paycom Center, ulokowanego w Oklahoma City. Na najważniejsze spotkanie serii "nie dojechał" jednak Haliburton, który zanotował... tylko 4 punkty na swoim koncie. Dodatkowo lider Pacers nabawił się urazu, który mógł przekreślić jego szanse w rozegraniu kolejnego meczu w tej serii. "OKC" ostatecznie pokonali przybyszów z Indianapolis wynikiem 120:109, przybliżając się tym samym do końcowego triumfu w całej serii.
Mecz numer 6 tegorocznej serii finałowej NBA odbył się w nocy z 19 na 20 czerwca na parkiecie Gainbridge Fieldhouse w Indianapolis. Lokalni Pacers mieli więc po swojej stronie atut własnej widowni. Co ważne, Haliburton ostatecznie zameldował się tej nocy na parkiecie, co z pewnością wpłynęło bardzo pozytywnie na morale ekipy. Po zakończeniu pierwszej połowy spotkania niemal pewnym było, że dodatkowy mecz rozstrzygający losy serii będzie potrzebny. Gospodarze prowadzili bowiem 64:42 i w niemalże każdym aspekcie byli lepsi niż zawodnicy z Oklahoma City. Pod koniec trzeciej kwarty ów prowadzenie tylko wzrosło (90:60). Deklasacja trwała, a po 48 minutach gry na tablicy ostatecznie pojawił się wyniku 108:91.
Dramatyczne obrazki w finałach NBA. To przesądziło o losach "game 7"
Rezultat 3:3 w meczach oznaczał tylko jedno - losy tegorocznych finałów rozstrzygnąć się miały w spotkaniu numer 7. Specyfika zasad NBA sprawiła, że starcie to ponownie rozegrane zostało w Oklahoma City. Tego typu mecze narastają swoistym kultem wśród fanów koszykówki i nie inaczej sprawa wyglądała w przypadku decydującego spotkania pomiędzy Oklahomą City Thunder z Indianą Pacers. Ostatecznie po zaciętym spotkaniu górą okazała się być ekipa "OKC", która tym samym zapewniła sobie tytuł mistrzowski, pokonując Pacers wynikiem 103:91.
Sytuacja Pacers już w pierwszej kwarcie mocno się pogorszyła, kiedy Tyrese Haliburton upadł bez kontaktu z rywalem, a na jego twarzy natychmiast pojawił się grymas bólu. Zawodnik nie był w stanie sam opuścić boiska i według "ESPN", doznał on urazu ścięgna Achillesa. Pomimo tego osłabienia, to Pacers schodzili na przerwę prowadząc 48:47. Od tego momentu Thunder zaczęli przejmować inicjatywę.
W trzeciej kwarcie zespół z Oklahomy zbudował wysoką przewagę, która z czasem wzrosła aż do 22. punktów. Trzecia partia zakończyła się dominacją "OKC" 34:20 Wiedząc, że tylko prawdziwa tragedia mogłaby ich pozbawić mistrzostwa, Thunder lekko spuścili z tonu, wciąż zachowując bezpieczną dla siebie przewagę. Liderem Thunder był tradycyjnie Shai Gilgeous-Alexander, który zdobył 29 punktów i miał 12 asyst. Po spotkaniu odebrał nagrodę dla najbardziej wartościowego gracza (MVP) finałów.
Wyniki serii finałowej NBA 2024/25:
6 czerwca: Thunder - Pacers 110:111
9 czerwca: Thunder - Pacers 123:107
12 czerwca: Pacers - Thunder 116:107
14 czerwca: Pacers - Thunder 104:111
17 czerwca: Thunder - Pacers 120:109
20 czerwca: Pacers - Thunder, 108:91
23 czerwca: Thunder - Pacers, 103:91
Zobacz również:


