- Pokazaliśmy, że bez dwóch najlepszych strzelców Milana Gurovicia i Donatasa Slaniny, który doznał kontuzji na początku meczu, potrafimy grać i wygrywać. Kluczem była konsekwencja, dyscyplina i obrona. Mieliśmy gorsze i lepsze momenty, ale do końca graliśmy to, co należało. Turów w trzeciej kwarcie postawił wszystko na jedną kartę, chciał nas dobić twardą obroną, ale przetrzymaliśmy ten atak - powiedział Tomas Pacesas. - Nie oczekiwałem od Dylewicza tak świetnej gry w ataku. Należą mu się podziękowania, ale nie tylko jemu. Inni też grali świetnie - Krzysiek Roszyk i rozgrywający. Milicic i Shakur nie tylko dobrze pilnowali Rodrigueza, ale pokazali, że potrafią grać dla zespołu - gdy trzeba było dyktowali ostre tempo i przyspieszali, a kiedy mieli zwolnić to zwalniali. W tak zaciętym finale każda piłka wybroniona, każdy celny rzut znaczy bardzo dużo. Mamy przewagę psychiczną i prowadzimy, zrobiliśmy krok w kierunku mistrzostwa, ale to nie znaczy, że finał jest już rozstrzygnięty. Sobotni mecz będzie bardzo ciężki i by wygrać musimy grać z taką sama konsekwencją i determinacją jak w Zgorzelcu - dodał szkoleniowiec Prokomu. - Moi koszykarze pomyśleli, że po 30 minutach kończy się mecz, a w finale trzeba walczyć do końca. Z obrony jestem ogólnie zadowolony, choć mam zastrzeżenia co do pilnowania Dylewicza. Przegraliśmy, bo atak był słaby i zabrakło nam konsekwencji. Nie na co myśleć o wygranej, gdy Drobnjak ma więcej rzutów za trzy punkty niż tacy strzelcy jak Logan i Kelati. Oni dziś zagrali słabo, a bez nich w wielkim finale nie da się wygrywać. Przegrywamy 2-3 i teraz koszykarze muszą pokazać charakter, pokazać, że stać ich na to, żeby grać w wielkich klubach i za wielkie pieniądze. Mam nadzieję, że oni to rozumieją, że walka trwa dalej i że nie będą myśleć o tylko o tym, a nie o rezerwacji biletów powrotnych do domu - powiedział trener Saso Filipovski. - Zdawaliśmy sobie sprawę jak ważny jest ten mecz. Kluczowa była obrona. Pokazaliśmy, że nie jesteśmy jedynie zespołem ataku, że potrafimy grać dobrą defensywę. Już przed meczem czułem się dobrze fizycznie, to dało mi pewność gry. Starałem się wykorzystać swoje atuty. To że nie było Milana i Donatasa tylko nas zmobilizowało. Każdy poczuł podświadomie, że od niego zależą losy meczu, że nie jest tylko dodatkiem do gwiazd, ale ważnym ogniwem w zespole, bez którego drużyna nie może dobrze funkcjonować. Krzysiek [Roszyk - przyp. red.] rozwinął skrzydła. Pokazał, że nie jest tylko zawodnikiem obrony od zadań specjalnych - powiedział najskuteczniejszy zawodnik Prokomu Trefla Filip Dylewicz.