Rozgrywki Polskiej Ligi Koszykówki wkraczają w decydująca fazę. Na placu boju o mistrzostwo Polski pozostały cztery drużyny: Śląsk Wrocław, Czarni Słupsk, Anwil Włocławek i Legia Warszawa. Reszta zespołów Energa Basket Ligi ma już wolne, co nie znaczy że za kulisami nie jest ciekawie, nie zawsze w pozytywnym sensie. Otóż w Trójmieście spełnia się scenariusz, o którym głośno było już od jakiegoś czasu. Zawodnicy Arki Gdynia, którzy mają ważne kontrakty otrzymali propozycje rozwiązania umów. Wszystko dlatego, że jak donosi najlepszy w Polsce newsman do spraw koszykarskich, Karol Wasiek z WP Sportowe Fakty, tytularny sponsor i jednocześnie większościowy udziałowiec koszykarskiej spółki wycofuje się z gry. - My jako Asseco nie będziemy kontynuować sponsoringu koszykówki. Z innymi pytaniami proszę skierować się do klubu - taką wiadomość otrzymałem od sponsora tytularnego (Asseco Poland SA) - czytamy na twitterowym profilu Waśka. Arka Gdynia to kawał historii polskiej koszykówki, dziewięciokrotny mistrz kraju w latach 2004-12. Z tymi tytułami jest trochę zamieszania, bo do 2009 r. koszykarze występowali za miedzą, w Sopocie, pod różnymi nazwami - najdłużej Prokom Trefl Sopot. Stąd mamy nieco paradoksalną sytuację, gdyż dwie drużyny Energa Basket Ligi chwalą się tymi samymi tytułami mistrzowskimi. Jak to możliwe i o przyczynach gdyńsko-sopockiego rozwodu w 2009 r. w książce pt. "Sportowa układanka" wydanej z okazji ćwierćwiecza Trefla Sopot mówił ojciec sopockiej koszykówki, Kazimierz Wierzbicki. - Nie było jednej przyczyny, jakiegoś wydarzenia, które zdecydowało o podziale. Po prostu z roku na rok zmieniała się sytuacja. Ryszard Krauze przeznaczał na klub coraz większe pieniądze i chciał mieć większy wpływ na zespół. Wywodzi się z Gdyni, w której wtedy wybudowano halę większą niż Hala 100-lecia w Sopocie. Myślę, że z roku na rok rozchodziły się nasze wizje i pomysły na funkcjonowanie klubu. (...) Nasze, czyli moje i Ryśka, spojrzenia na drużynę zaczęły się różnić. Rysiek i jego doradcy, także ze względów biznesowych, potrzebowali nowego otwarcia. My byliśmy zdeterminowani, żeby pozostać w Sopocie. W końcu Rysiek mnie poprosił, żebym sprzedał mu swoje udziały w klubowej spółce. A ja nie chciałem walczyć, tym bardziej że kilka lat wcześniej Prokom bardzo nam pomógł, wsparł nas w momencie kryzysowym, a potem wyraźnie powiększał budżet. Sprzedałem Krauzemu swoje udziały, a on jednocześnie zarejestrował nową spółkę akcyjną Trefl Sopot SA, którą przekazał nam. Bo ja już w trakcie tego rozwodu planowałem, że stworzę nową drużynę Trefla, żeby koszykówka w Sopocie miała ciągłość. Z Ryśkiem podpisaliśmy jednak dokument, na mocy którego oba kluby, i jego Asseco Prokom Gdynia, i mój nowy Trefl Sopot, miały prawo do powoływania się na historię, na mistrzowski dorobek. Różnie potem bywało. Ja i Rysiek zawsze mieliśmy dobre kontakty, ale do Asseco Prokomu przyszli nowi ludzie, którzy dążyli do marketingowych konfrontacji, którzy wbijali nam szpile. Kiedyś na przykład rozwiesili na domu stojącym naprzeciwko Hali 100-lecia wielki baner, który informował o tym, że drużyna z Gdyni to siedmiokrotny mistrz Polski. Na mocy podpisanego porozumienia to była oczywiście prawda, ale nie da się ukryć, że to była z ich strony prowokacja. Zostawiając na boku podział w trójmiejskiej koszykówce z 2009 r., co dalej z gdyńską? Co na to miasto Gdynia, które było drugim największym dobrodziejem gdyńskiego basketu w wydaniu męskim? Na łamach lokalnego portalu trojmiasto.pl czytamy wypowiedź Przemysława Daleckiego: - Przekazaliśmy jasne stanowisko, że nie przewidujemy przekazać klubowi większej sumy niż dotychczas. To wszystko, co możemy zaoferować, bo ze strony miasta nie znajdziemy żadnych dodatkowych środków. Taki mamy budżet, czasy są trudne i nic nie da się z tym zrobić - mówi Dalecki, dyrektor Gdyńskiego Centrum Sportu. Co teraz? Słyszymy, że możliwe lecz mało prawdopodobne jest przetrwanie gdyńskiego klubu w obecnym kształcie. Wyjścia zasadniczo są trzy: ktoś inny przejmie większościowy pakiet w gdyńskim klubie koszykówki, sekcja ulegnie rozwiązaniu i klub przestanie istnieć, wreszcie dojdzie do mariażu z Treflem Sopot. Byłby to swoisty chichot historii, gdyż w 2009 r. rozwód w trójmiejskiej koszykówce nie był bynajmniej aksamitny, o czym było wyżej. Z drugiej strony dziś są inne czasy, w sopockiej koszykówce wciąż karty rozdaje rodzina Wierzbickich, ale gdy się chce iść do przodu, nie ma się co oglądać za siebie. Latem 2020 r. ówczesny trener Trefla, dziś pracujący z młodzieżą, Marcin Stefański mówił nam w wywiadzie: - Czasem myślę, że gdyby w Trójmieście powstał jeden klub, mógłby walczyć o prymat nie tylko w Polsce, ale także liczyć się na kontynencie. W Sopocie sprawę komentują na razie zdawkowo. - Czekamy na rozwój sytuacji, żadnego rozwiązania nie wykluczamy - usłyszeliśmy od jednej z ważnych osób związanych z Treflem, która pragnęła zachować anonimowość. Maciej Słomiński