W latach 2006-2009 Słoweniec był trenerem PGE Turów Zgorzelec. W Zielonej Górze pracuje od końca 2014 r. Stelmet zdobył w niedzielę pod jego wodzą pierwszy w historii klubu Puchar Polski. W finale Gdynia Basket Cup 2015 pokonał Rosę Radom 77:71. - Polska liga zrobiła w ostatnich latach wiele kroków do przodu. Jestem bardzo zadowolony z powrotu do Polski. Widzę lepszą organizację rozgrywek. W ekstraklasie mamy nowe drużyny, a także takie ośrodki z koszykarską tradycją. Są też nowe, świetne hale. No i dużo lepsze drogi. Kiedy byłem w Zgorzelcu podróż na mecz na drugi kraniec Polski zajmowała 10-11 godzin. Teraz wystarczy sześć - siedem - powiedział 40-letni szkoleniowiec. Jego zdaniem rozgrywki Tauron Basket Ligi są wyrównane, a żaden klub nie osiągnął obecnie takiej przewagi nad rywalami jak przed laty etatowi mistrzowie Polski Śląsk Wrocław czy Asseco Gdynia. - Liga jest ciekawa, każdy może wygrać z każdym. Tak mocnego zespołu jak przed laty Śląsk Wrocław czy jeszcze niedawno Asseco Gdynia, które walczyło w ćwierćfinale Euroligi, obecnie nie ma. Podobnie jest jednak w większości lig europejskich. Mniejsze pieniądze to efekt kryzysu finansowego w całej Europie - ocenił. Filipovski, który z PGE Turów dotarł w 2008 roku do czołowej ósemki Pucharu Europy (wówczas pod nazwą ULEB), co jest największym sukcesem klubu na europejskich parkietach uważa, że w tym sezonie ekipa ze Zgorzelca może zajść równie daleko. - PGE Turów Zgorzelec dobrze pokazał się w Eurolidze, a ostatnio odniósł sukces w drugiej rundzie Pucharu Europy wygrywając pięć z sześciu meczów. Moim zdaniem ma szanse na to, by dokonać czegoś fajnego w tych rozgrywkach - dodał trener, który ostatnie dwa lata, podobnie jak początek samodzielnej kariery w roli szkoleniowca, spędził w Olimpiji Lublana. Słoweniec, który w wieku 29 lat został najmłodszym trenerem w historii Euroligi, wierzy, że jego Stelmet z meczu na mecz będzie spisywał się lepiej. Z optymizmem patrzy też na polską koszykówkę. - Uważam, że koszykówka w Polsce będzie szła do przodu. Widzę tu potencjał. W Zielonej Górze mam profesjonalnych koszykarzy, którzy chcą zrobić w tym sezonie krok do przodu oraz znakomity sztab szkoleniowy. Funkcjonujemy jak zespół. Przed nami jednak dużo pracy. Moim marzeniem jest to, by każdy z dziesięciu zawodników mógł zdobywać w meczu ponad 10 pkt, tak by szansę na pokazanie się dostawali ode mnie młodzi gracze - zdradził. Szkoleniowiec nie przewiduje wzmocnień w składzie, ale widzi możliwości zawodników, z którymi pracuje. - Mamy określony projekt budżetowy, a on nie przewiduje już możliwości zakontraktowania nowych koszykarzy. Wierzę, że omijać nas będą kontuzje i że zatrzymamy wszystkich zawodników do końca sezonu. Mamy niewykorzystany potencjał gry w ofensywie. Przede wszystkim musimy jednak wyeliminować wahanie dyspozycji w czasie meczu. Brakuje nam konsekwencji i nad tym będę pracować. Na pewno więcej czasu potrzebuje Chorwat Jure Lalić, który niespełna miesiąc temu dołączył do drużyny. Także zespół musi się z nim nauczyć współpracy - ocenił. Filipovski, który pracował także w Lottomatice Rzym oraz Lokomotiwie Rostów, jasno mówi o postawionym przed nim celu w tym sezonie. - Naszym celem jest walka w finale mistrzostw kraju. To gdzie dojdziemy nie zależy tylko ode mnie, ale od organizacji klubu, zawodników. Żeby osiągnąć wynik trzeba kontrolować wiele rzeczy, poukładać kilkanaście elementów. A jedna mała sprawa może wszystko zburzyć np. kontuzja, czy finanse - powiedział. Po pięciu latach przerwy Słoweniec nie zapomniał języka polskiego. Mówi nawet lepiej niż w 2009 roku. - Wielu słów jeszcze nie rozumiem, ale chcę mówić. Muszę się przyznać, że zmieniłem swoje nastawienie. Kiedyś nie chciałem rozmawiać po polsku, bo uznałem, że robię zbyt wiele błędów. Było mi z tego powodu wstyd. Teraz się przełamałem. Nie przejmuję się już tak bardzo. Staram się uczyć waszego języka i zależy mi na tym, by popełniać mniej błędów. Cieszę, że ludzie moje wysiłki doceniają - dodał. Rozmawiała Olga Miriam Przybyłowicz