Nuni Omot został wypożyczony do Trefla Sopot na początku grudnia. W wywiadzie dla Interii zapytany o plany świąteczne mówił, że trener Trefla, Marcin Stefański zaprosił go na wieczerzę wigilijną. Po raz kolejny zadziałała magia świąt i pod sopocką choinką doszło do niezwykłego spotkania. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie! Sprawdź! Piękny gest zwłaszcza, biorąc pod uwagą niezwykłą drogę jaką przebył Omot, by dotrzeć do Sopotu. - Przyszedłem na świat w obozie uchodźców w Nairobi. Rodzice znaleźli się tam po niebezpiecznej, ponad 700-kilometrowej podróży, głównie odbywanej pieszo i nocą, z moim starszym bratem na rękach. Uciekali z Etiopii przed trwającą w tym kraju wojną domową, która kosztowała życie prawie półtora miliona ofiar. W międzyczasie zostali aresztowani, dopiero potem trafili do obozu dla uchodźców - opisywał dramatyczne przeżycia swojej rodziny. Potem jego rodzinie udało się przedostać do USA. Jednak nie całej. Ojciec został w Afryce. - Ojciec był chory, nie przeszedł testów medycznych i w 1996 r. pojechaliśmy sami. To znaczy mama, brat i ja. Ojca zobaczyłem 21 lat później - zaznaczył, - Gdy grałem w college’u Baylor, wieczorem wybrałem się na salę, by jak zwykle wieczorem przed meczem porzucać do kosza. Nagle zapalono światło i ujrzałem mojego ojca po 21 latach rozłąki. Mój brat, trenerzy i koledzy z zespołu spisali się na medal utrzymując całą akcję w tajemnicy. To było jak sen. Staliśmy na środku sali w szoku, nie mogąc wydusić słowa. To był moment wielkich emocji, wieczór, którego nigdy nie zapomnę. Stacja ESPN zrobiła z tego duży materiał - mówił Omot.W drugi dzień świąt, 26 grudnia, Trefl Sopot podejmuje w Ergo Arenie koszykarzy Anwilu Włocławek. MS