Maciej Słomiński, Interia: Zanim zacznę pytać o rozpoczynający się sezon Energa Basket Ligi, chciałem zahaczyć o poprzednie rozgrywki. W sezonie zasadniczym dwukrotnie pokonaliście Śląsk Wrocław, by w play-off przegrać z nimi w dość niecodziennych okolicznościach. Długo siedział długo w panu ten nieudany sezon? Jak go ocenić? Karol Gruszecki, koszykarz Trefl Sopot: - Ciężkie pytanie, zwłaszcza że już trochę czasu minęło. Przychodząc do Trefla rok temu celem był play-off i to się udało. Na koniec rundy zasadniczej zajęliśmy piąte miejsce, co było bardzo dobrym wynikiem. Niewiele osób stawiało nas na tej pozycji przed sezonem, zwłaszcza że w trakcie sezonu np. zespoły z Lublina i Szczecina mocno się zbroiły. W play-off przegraliście jednak w pierwszej rundzie. - Play-off to zupełnie inna gra, doświadczenie jest na wagę złota, a my graliśmy stosunkowo młodym składem. Trenerzy przygotowują zagrywki pod konkretnego rywala. Trener Śląska Wrocław bardzo mocno zaryzykował. I wygrał. - Długo to we mnie siedziało, nie mogłem się z tym pogodzić. Nie uważam, że Trefl był gorszą drużyną od Śląska, a jednak w serii okazali się lepsi, wygrywając ją 3-1. Myślę, że gdybyśmy raz jeszcze na spokojnie podeszli do tej serii, jej wynik mógłby być zgoła odmienny. Zadecydowały szczegóły, poziom ligi był bardzo wyrównany. Mistrzem nie została faworyzowana Zielona Góra, a Ostrów. Pana średnie za poprzednie rozgrywki na mecz to ponad 11 punktów i ponad 3 zbiórki. Czy pan poprzedni sezon zalicza do udanych? Czy nie patrzy pan na to, tylko na dobro drużyny? - Jeśli jakiś koszykarz mówi, że nie patrzy na swoje statystyki to mija się z prawdą (śmiech). Czułem bardzo duże zaufanie od trenera Marcina Stefańskiego. Dostałem dużą swobodę gry, mogłem oddawać te rzuty, które chciałem. Taka była moja w zespole, jednak od pewnego momentu to się zmieniło. Sytuacja uległa zmianie gdy doszło dwóch nowych zawodników. Myślę, że całkiem sensownych. Skrzydłowy Nuni Omot i rozgrywający Nikola Radicević. - Zgoda, to nieźli zawodnicy, jednak wraz z ich przyjściem została przebudowana dynamika zespołu. Nagle w jednym miesiącu wiele się pozmieniało. Nie dowiemy się już, co by się stało gdybyśmy całe rozgrywki grali składem, w którym sezon zaczynaliśmy. Zmiany są jednak wpisane w koszykówkę - nowi zawodnicy przyszli, bo celem było wzmocnienie drużyny. Obserwując mecze z boku, można odnieść wrażenie, że trener Stefański dość mocno żongluje wyjściowym składem. Czy panu jako liderowi drużyny to nie przeszkadza? - Najważniejsze jest kto gra na koniec meczu, a nie na początek. Albo inaczej: ważne jest kto znajduje się na parkiecie w kluczowych momentach, kto wtedy dostanie zaufanie trenera. Różne są strategie i różne zadania. Trefl Sopot zaczyna sezon meczem z Toruńskimi Piernikami. Pan spędził w Toruniu trzy lata. Czy wzorem piłkarzy nie będzie pan cieszy się po punktach zdobytych przeciw drużynie, w której grał pan kiedyś? - Mam wrażenie, że w koszykówce jest większa rotacja zawodników niż w futbolu. W naszej lidze jest też dość duża rotacja budżetowa, gdy ja grałem w Toruniu biliśmy się o najwyższe cele i klub funkcjonował w innych realiach finansowych niż dziś. Czyli można w ciemno obstawiać wygraną Trefla? - Tego nie powiem, ale pewnie bukmacherzy uznają nas za faworytów. Pierwszy mecz sezonu to zawsze niewiadoma. Sparingi sparingami, ale liga to zupełnie co innego. W Toruniu są trenerzy i zawodnicy, których znam, w niedzielę obędzie się jednak bez sentymentów. Będę chciał ich pokonać. Z tego co słyszałem w kręgach koszykarskich, Trefl Sopot ma najsilniejszy skład od lat. W krótkim czasie pozyskaliście czterech niezłej klasy obcokrajowców: silny skrzydłowy DeAndre Davis, center Josh Sharma, rzucający obrońca Yanick Franke, rozgrywacy Brandon Young. - Nie jesteśmy wyjątkiem, prawie wszystkie drużyny mają po pięciu obcokrajowców. Od nowych nabytków ważniejszy jest wypracowany system gry. My tę ciągłość mamy, z poprzedniego skład zostali Paweł Leończyk, Michał Kolenda, Darious Moten i ja oraz sztab trenerski. Poprzedni sezon pokazał, że pieniądze nie grają, bo niektóre zespoły, które wydały naprawdę dużo pieniędzy, nie zagrały nawet w play-off. Mowa o Anwilu Włocławek? - Między innymi. Nie da się zbudować drużyny w tydzień. Jaki jest cel Trefla Sopot w tym sezonie? - Niezmienny - bijemy się o play-off. A jakie są pana oczekiwania na ten sezon? Najlepsze rozgrywki notował pan w Słupsku, gdy punktował pan powyżej 14 oczek na mecz. - Zupełnie inny czas i inna drużyna. Mieliśmy w Czarnych niewielką rotację, każdy dostawał bardzo wiele minut. Był też jasny podział zadań, byli zawodnicy którzy niekoniecznie chcieli rzucać. Jak to? - Nasz rozgrywający do nich należał. Znał swoje zadania, wiedział że jego rola to podawać piłkę, że to robi najlepiej. Mimo, że nie rzucał był naszym liderem. Wracając do pytania: na takie liczby jak w Słupsku nie ma szans. Pan się czuje liderem Trefla Sopot? - Zobaczymy jak to trener poukłada. Będę się starał być liderem w szatni i wspierać drużynę swym doświadczeniem. Poza EBL startujecie również w FIBA Europe Cup. - Już podczas poprzednich rozgrywek trener Stefański głośno mówił o ambicji zakwalifikowania się do rozgrywek europejskich. Spory prestiż i krok do przodu dla klubu. Który to puchar w europejskiej hierarchii? - Zależy jak liczyć ligę VTB. Na pewno wyżej jest Euroliga, Eurocup, Champions League, po nich jest FIBA Europe Cup. Gramy w półfinale turnieju w Sofii z ukraińskim Dnipro, jeśli wygramy, gramy w finale o prawo udziału w fazie grupowej. Jacy są faworyci rozgrywek Energa Basket Ligi w sezonie 2021/22? - Na dziś to wróżenie z fusów. Pokuszę się o stwierdzenie, że ci co zawsze. Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski, Enea Zastal BC Zielona Góra, King Szczecin i Śląsk Wrocław. Mam nadzieję, że my dołączymy do tego grona. Późno pan zaczął grać w Polsce, z powodu długiego pobytu w USA. - Byłem tam pięć lat, fajny czas, starałem się wracać, teraz robię to rzadziej. Byłem na uczelni w Teksasie w okolicach Dallas. Zatem kibicuje pan Mavericks. - Zmiany w drużynach NBA są tak częste, że trudno się przywiązywać. Bardziej śledzę losy poszczególnych koszykarzy. Akurat Mavs mają teraz Lukę Doncicia, więc warto im kibicować. Rok temu, gdy trafił pan do Trefla mówił pan, że w tym transferze duży udział miała pana partnerka, która pochodzi z Sopotu. To wciąż aktualne? - Zbieg korzystnych okoliczności sprawił, że mogę robić to co kocham w tak fajnym miejscu. Mam nadzieję grać dla Trefla Sopot jak najdłużej. Rozmawiał Maciej Słomiński