W rywalizacji do trzech zwycięstw drużyna z Włocławka wygrała 3-0. - Na pewno sama gra w ćwierćfinale to trochę mało - powiedział po meczu trener Stali Wojciech Kamiński. Ostrowianie w ubiegłym roku zdobyli wicemistrzostwo kraju, dwa lata temu brązowy medal. Nic zatem dziwnego, że brak awansu do najlepszej czwórki to spory niedosyt. - Na pewno sama gra w ćwierćfinale to trochę mało. Oczekiwania były większe, ale też musimy popatrzeć, jakie ruchy poczyniły przed sezonem Arka Gdynia czy Polski Cukier. Gdy przychodziłem do klubu, nie miał on licencji na kolejny sezon, nie było zatwierdzonej hali. Prezesi dołożyli wszelkich starań, dochodzili sponsorzy, dzięki zaangażowaniu m.in. firmy Arged mogliśmy w trakcie sezonu uzupełnić skład - tłumaczył Kamiński, który latem ubiegłego roku zastąpił Emila Rajkovicia. Stal po części miała pecha, że los skojarzył ją w pierwszej rundzie play-off z mistrzem kraju Anwilem, z którym w rundzie zasadniczej dwukrotnie przegrała. Zresztą starcie dwóch najlepszych drużyn poprzedniego sezonu już na poziomie ćwierćfinału było bez wątpienia hitem tej fazy rozgrywek. Jednocześnie oznaczało, że któryś z tych zespołów zakończy sezon bez medalu. Ostrowianie po dwóch porażkach we Włocławku byli pod ścianą, ale przez trzy kwarty wydawało się, że są w stanie przedłużyć tę rywalizację przynajmniej do czwartku. Pierwsza połowa była niezwykle widowiskowa, prowadzona momentami w szaleńczym tempie. Oba zespoły imponowały skutecznością - już w pierwszych 10 minutach zdobyły 60 punktów. Włocławianie trafiali za trzy niemal jak automaty, Ivan Almeida na cztery próby nie pomylił się ani razu. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego, głównie za sprawą Caspera Ware, też nie pozostawali dłużni. Tuż na początku drugiej odsłony Ware, który został ściągnięty do Ostrowa zaledwie półtora miesiąca temu, trafił z ponad siedmiu metrów i Stal wygrywała już 63:53, ale na koszykarzach mistrza Polski nie zrobiło to większego wrażenia. - Pamiętam, że powiedziałem chłopakom "spokojnie, to tylko 10 punktów, a mamy jeszcze 18 minut grania. Musimy poprawić tylko obronę". I postawiliśmy twarde warunki w defensywie - przyznał po meczu rozgrywający Anwilu Kamil Łączyński. Gospodarze zacięli się w ofensywie i jak się okazało, by to pierwsze symptomy kryzysu, który przybrał na sile w czwartej kwarcie. Wprawdzie po wsadzie Przemysława Żółnierewicza jeszcze w 32. minucie było 80:79 dla Stali, ale potem nastąpił prawdziwy koncert mistrza Polski. Tym razem to nie Almeida, który miał już cztery przewinienia na koncie, ale rezerwowi Michał Michalak i Jarosław Zyskowski wystąpili w rolach głównych. Michalak cztery minuty przed końcem trafił "za trzy", po chwili Szewczyk efektownym wsadem dołożył kolejne dwa "oczka" i było już 96:82 dla gości. Mistrzowie Polski takiej przewagi nie mogli roztrwonić. - Wykonaliśmy super robotę, a wszyscy chłopacy zrobili wszystko by wypełnić lukę po Josipie Sobinie. Nie mogę źle się wypowiedzieć o drużynie przeciwnej, bo zagrali przeciwko nam bardzo dobre spotkania. Ale mieliśmy dziś dużo łatwych pozycji zza łuku i to skrzętnie wykorzystywaliśmy. Jarek Zyskowski, Michał Ignerski i Szymon Szewczyk mieli dużo miejsca, a trener mówił nam, że te trójki w końcu zaczną wpadać - podsumował spotkanie Łączyński. Kamiński mimo porażki starał się szukać pozytywów z sezonu, który właśnie zakończył się dla jego drużyny. - Zdobyliśmy Puchar Polski, w kolejnym sezonie przystąpimy do meczu o superpuchar. Ale oczywiście, my sportowcy, trenerzy nie możemy zadawalać się półśrodkami. Bo jak zaczynamy wzmacniać zespół, szukamy dodatkowych środków, to nie możemy powiedzieć, że celem jest gra w play off. Miałem kiedyś taki sezon, gdy prowadziłem Rosę Radom, że zdobyliśmy Puchar Polski i graliśmy w finale. Pierwsze spotkanie przegraliśmy po dwóch dogrywkach, trochę moim zdaniem niesprawiedliwe. Wówczas przyszedł prezes i powiedział, że my już swoje zrobiliśmy. I potem już w trzech meczach to nie była ta sama drużyna. Dlatego zawsze trzeba wierzyć i walczyć o coś więcej - podsumował szkoleniowiec ostrowian. Autor: Marcin Pawlicki Rywalem włocławian będzie teraz Arka Gdynia albo Legia Warszawa. Koszykarze Legii pokonali lidera tabeli po sezonie zasadniczym, mimo że zagrali bez dwóch podstawowych kontuzjowanych zawodników - Omara Prewitta oraz Mo Soluade. W 34. minucie Legia prowadziła różnicą aż 20 punktów (79,59), ale gdynianie walczyli do końca i zmniejszyli straty do trzech "oczek" (91:94) na 28 sekund przed końcem. Mogący doprowadzić do remisu rzut Jamesa Florence'a, który zdobył ostatnie 12 pkt dla Arki, był jednak niecelny. Arged BM Slam Stal Ostrów Wlkp. - Anwil Włocławek 98:105 (31:29, 26:24, 18:24, 23:28) Arged BM Slam Stal: Casper Ware 23, Ivan Maras 19, Przemysław Żołnierewicz 14, Mike Scott 14, Mateusz Kostrzewski 13, Michał Nowakowski 9, Shawn King 6, Michał Chyliński 0, Witalij Kowalenko 0, Nemanja Jaramaz 0. Anwil: Michał Michalak 15, Michał Ignerski 15, Ivan Almeida 14, Chase Simon 13, Jarosław Zyskowski 12, Szymon Szewczyk 11, Kamil Łączyński 10, Walerij Lichodiej 10, Aaron Broussard 5, Igor Wadowski 0. Stan rywalizacji play-off (do trzech zwycięstw) 3-0 dla Anwilu, który awansował do półfinału. Legia Warszawa - Arka Gdynia 97:91 (18:24, 29:12, 27:21, 23:34) Legia: Jakub Karolak 26, Filip Matczak 22, Sebastian Kowalczyk 15, Rusłan Patiejew 14, Keanu Pinder 7, Michał Kołodziej 6, Mariusz Konopatzki 4, Adam Linowski 2, Jorge Bilbao 1, Patryk Nowerski 0. Arka: Joshua Bostic 29, James Florence 18, Robert Upshaw 11, Marcus Ginyard 10, Krzysztof Szubarga 10, Marcel Ponitka 4, Adam Łapeta 4, Dariusz Wyka 3, Jakub Garbacz 2, Deividas Dulkys 0. Stan rywalizacji play-off (do trzech zwycięstw) 2-1 dla Arki. Czwarty mecz odbędzie się w czwartek w Warszawie.