- Gratulacje dla moich zawodników, bo przez 40 minut walczyliśmy tak jak zakładaliśmy. Nie było to łatwe spotkanie, bo w Słupsku jest zawsze gorąca atmosfera i na parkiecie czuje się ogromną energię z trybun. Dziękuje także naszym kibicom, że przyjechali tutaj i nas wspierali - powiedział po meczu trener gości Saso Filipovski. Wcześniejsze spotkania zielonogórzanie wygrali u siebie różnicą 20 punktów. W pierwszym triumfowali 93:73, natomiast w drugim 87:67. Pomimo wysokich zwycięstw słoweński szkoleniowiec uważa, że jego drużyna nie miała w półfinale łatwej przeprawy. - Wygraliśmy 3:0, co nie znaczy, że było łatwo. Powiem więcej, było bardzo ciężko. Pewny wygranej byłem dopiero trzy minuty przed końcem spotkania, bo ostatnie mecze wielkich drużyn prowadzonych przez najlepszych trenerów w Eurolidze pokazały, że przewaga 20 punktów niczego nie przesądza. - W tym spotkaniu udało nam się jednak odrzucić gospodarzy od kosza, bo oddali oni więcej rzutów za trzy niż za dwa punkty. Stoczyliśmy wielką walkę i mamy świadomość, że gdyby rywale nie mieli problemów z kontuzjami, z pewnością zagraliby lepiej. Z kim zmierzymy się w finale? Szanse Anwilu i Rosy wciąż oceniam na 50 procent - skomentował. Koszykarze Stelmetu po raz czwarty z rzędu awansowali do finału ekstraklasy. - Dziękuję kolegom z zespołu. Nasza drużyna broni co prawda mistrzowskiego tytułu, ale ja po raz pierwszy zagram w finale. Przed trzecim meczem byliśmy niesłychanie zmobilizowani, bo chcieliśmy zamknąć półfinałową serię w tym spotkaniu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że przy ewentualnej porażce może nawet dojść do piątej konfrontacji w Zielonej Górze. Rywalom życzę powodzenia w rywalizacji o brązowy medal. Jeśli będą walczyć, na pewno go zdobędą - zaznaczył Gruszecki, który w poprzednim sezonie występował w Enerdze Czarnych i zajął z tym zespołem trzecia pozycję. Szkoleniowiec słupskiej drużyny przekonuje, że wszystkie półfinałowe mecze w tej parze miały podobny scenariusz. - Rywale mieli te spotkania pod kontrolą. Do połowy trzeciej kwarty byliśmy dla Stelmetu w miarę równorzędnym przeciwnikiem, ale wtedy w naszych szeregach wychodziło zmęczenie, podczas kiedy zielonogórzanie dostawali nowego zastrzyku energii. Poza tym mistrzowie Polski to bardzo dobra drużyna, która popełnia niewiele błędów w ataku, a jeszcze mniej w obronie i niezwykle trudno ich pokonać. - Na pewno obecność Cesnauskisa oraz Borowskiego i większa możliwość rotacji pomogłaby nam w krytycznych momentach, ale nie wiem, czy dałaby nam zwycięstwo. Teraz czeka nas walka o trzecie miejsce i zdobycie brązowego medalu jest dla nas bardzo ważne - podkreślił Donaldas Kairys.