Czego się pan spodziewa po spotkaniu inaugurującym występy Legii w Pucharze Europy FIBA? Sebastian Kowalczyk: - Po ostatnich porażkach spodziewam się przede wszystkim zwycięstwa. Dla mnie nieważne, czy to jest liga czy europejskie puchary, chcielibyśmy po prostu wygrać następne spotkanie. Podbudować morale, żeby maszyna ruszyła. Liczę na to, że wygramy i pokażemy się z dobrej strony. Czy spodziewał się pan takiego początku rozgrywek ligowych? Cztery porażki, wprawdzie z silnymi rywalami, ale chociaż jeden mecz można było wygrać. - W meczu z Astorią decydowała końcówka, w której mieliśmy rzut na zwycięstwo. To boli. Wracając do pytania, nie spodziewałem się takiego bilansu. Myślałem, że będzie trochę lepiej. Cóż, taki jest sport. Musimy mocniej trenować, żeby te wyniki przyszły. W czym pan widzi przyczynę takiej, a nie innej postawy drużyny - zbyt krótki okres przygotowawczy, zbyt wiele zmian w składzie? - Trudno dzisiaj, na gorąco, stawiać diagnozy. Jesteśmy po kilku spotkaniach, w których na przykład już mecz z Anwilem wyglądał lepiej. Nawiązaliśmy walkę i postawiliśmy się mistrzowi Polski. Myślałem, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Przydarzyła się jednak jedna gorsza połowa w meczu z Bydgoszczą. W drugiej odrobiliśmy straty i wyszliśmy na prowadzenie. Nie dało się jednak wygrać. Wiadomo, jak porażki działają na zespół. Trochę to przytłacza. Cóż, próbujemy się odbić, myślimy pozytywnie i ciężko trenujemy. Mam nadzieję, że tą pracą zasłużymy na lepsze wyniki. Co pan powie o swojej postawie? Komentatorzy zauważali słabą "reżyserię" gry czy niską skuteczność rzutów... - Tak, przede wszystkim słaba skuteczność, bo może ilość asyst jest na tym etapie wyższa niż przed rokiem Skuteczność z pewnością nie jest na poziomie, który by mnie satysfakcjonował. To odbija się też na zespole. Wiadomo, że nie robię tego specjalnie, przytrafił się jakiś "dołek" w tym elemencie. Mocno trenujemy, więc mam nadzieję, że z czasem ta skuteczność przyjdzie. Pamiętam, że w tamtym roku początek też był słabszy. Jak pan, jako kapitan drużyny, doświadczony zawodnik doceniany za myślenie na boisku, sam odbiera tę sytuację, że i panu nie idzie, i drużyna przegrywa? - Wiadomo, nie jestem szczęśliwy. Widziałem już jednak niejedną taką sytuację i byłem w zespołach, którym początkowo nie szło, więc na pewno nikt z nas nie będzie się teraz załamywał, chował się w domu po kątach i rozpamiętywał, bo to na pewno nie pomoże. Trzeba po prostu trenować i postarać się wygrać kolejne spotkanie. Czy drużynie Legii potrzebne są zmiany kadrowe? - Nie mnie oceniać. Tak naprawdę tworzymy tu jako zespół rodzinę i nieważne, kto w nim będzie, tak samo będziemy trenowali i walczyli. Zmiany kadrowe to domena klubu i trenera. My z tymi żołnierzami, których mamy na treningach i meczach, wychodzimy i robimy to samo. Co pana zdaniem ci żołnierze powinni zrobić, żeby wygrać najbliższy mecz? - Co zrobimy? Cokolwiek, ale zróbmy tak, żeby na koniec na tablicy wyników po naszej stronie było to jedno oczko więcej. To jest koszykówka, trzeba w niej wrzucać piłkę do obręczy. Mieliśmy problem ze skutecznością, ale liczę na to, że w końcu zaczniemy trafiać. Rozmawiał: Marek Cegliński