W 2009 roku ostrowianie z powodów finansowo-organizacyjnych zrezygnowali z występów w ekstraklasie. Wcześniej nieprzerwanie grali w niej przez 11 lat, zdobywając m.in. brązowy medal w 2001 roku. Po sześciu "chudych" latach, w których zespół grał najpierw w drugiej, a potem pierwszej lidze, w niedzielę Stal w finale okazała się lepsza od Sokoła Łańcut. - Po dwóch latach w pierwszej lidze, kiedy to zajmowaliśmy dziewiąte miejsca, przed tym sezonem celowaliśmy w pierwszą czwórkę. Chcieliśmy awansować do półfinału, a potem w myśl zasady +jak Bóg da+. Nie chcieliśmy stawiać zawodników pod presją i to może też była przyczyna naszego sukcesu. W trakcie sezonu graliśmy dobry basket, udało nam się zbudować solidny zespół. Były jednak trudne momenty w trakcie rozgrywek, w półfinale musieliśmy stoczyć aż pięć meczów z Legią Warszawa. W samym finale Sokół Łańcut też postawił wysoko poprzeczkę - powiedziała prezes Stali Krystiana Drozd. Mistrzostwo pierwszej ligi nie oznacza, że drużyna z południowej Wielkopolski automatycznie ma zapewniony udział w ekstraklasie. Ostrowski klub czeka teraz sporo pracy, by uzyskać licencję. Najważniejsze kwestie związane są z budżetem (minimum dwa mln złotych) oraz dysponowanie odpowiednią halą. - Chcemy jeszcze nacieszyć się sukcesem, ale to jednocześnie nie przeszkadza nam w pracy. W najbliższym czasie czekają nas rozmowy ze sponsorami na temat finansowania klubu, szukamy też nowych podmiotów, gotowych zainwestować w koszykówkę. Wiadomo, że apetyty rosną w miarę jedzenia i jak się powiedziało "a", to trzeba powiedzieć "b". Jesteśmy dobrze postrzegani, jako klub przez środowisko koszykarskie. Zawodnicy chcą u nas grać, jesteśmy z nimi porozliczani. Mamy dobrą opinię i nie chcemy tego zepsuć - tłumaczyła sterniczka Stali. Większym kłopotem, niż zgromadzenie odpowiedniego budżetu, może być weryfikacja hali, w której drużyna rozgrywa swoje mecze od wielu lat. Problem z obiektem pojawił się już sześć lat temu, gdy Stal przystępowała do procesu licencyjnego. Przeszkodą nawet nie jest pojemność trybun (ok. 1400 miejsc), ale jej rozmiary. Od lat na parkietach funkcjonują kosze najazdowe, podczas gdy w Ostrowie wiszą one na ścianach. - Hala, którą mamy, jest może trochę archaiczna, ale ma swój niepowtarzalny klimat. Teraz oglądałam półfinałowy mecz w Zgorzelcu, gdzie piękny, duży obiekt był pusty. Nam zależy, by dopuścić warunkowo naszą halę do rozgrywek, bowiem przez dwa-trzy miesiące nie jesteśmy w stanie nic z nią zrobić. Jesteśmy gotowi zrobić wszystkie zabezpieczenia, by uniknąć jakichkolwiek wypadków. Albo będziemy grać w koszykówkę i przestaniemy gwiazdorzyć, albo będziemy gwiazdorzyć przy dużych, nowoczesnych, ale pustych halach - stwierdziła Drozd. Zespół mógłby rozgrywać swoje spotkania w oddalonym o 25 kilometrów Kaliszu, lecz ze względu na lokalne animozje ten pomysł mógłby się nie spodobać kibicom. - Robimy koszykówkę przede wszystkim dla kibiców. Jeśli oni nie będą chcieli jeździć do Kalisza na mecze, to nie będziemy tam grać. Jestem zdeterminowana, by koszykówka była w Ostrowie, a jeśli to się nie uda, będziemy szukać innych sal - podkreśliła. Prezes Stali nie ukrywa, że po awansie zespół będzie potrzebował wzmocnień, ale liczy, że trzon składu pozostanie. O sile mistrza pierwszej ligi stanowili m.in. dwaj gracze, którzy wcześniej występowali w ostrowskim zespole w ekstraklasie - Tomasz Ochońko i Wojciech Żurawski. Szkoleniowcem pozostanie Mikołaj Czaja, który w połowie ubiegłego sezonu objął Stal, wcześniej był jej drugim trenerem. - Filozofię mamy taką, żeby trzon zespołu utrzymać. Mieliśmy silną pierwszą piątkę, każdy z tych zawodników może spokojnie zafunkcjonować w ekstraklasie. Będziemy spokojnie budować tę drużynę, tak jak to robiliśmy wcześniej. Nikt nie będzie oczekiwał, że musimy awansować do play off już w pierwszym sezonie. Takie stawianie drużyny pod presją z reguły się kończy - podsumowała prezes Drozd.