King Szczecin wygrał trzy pierwsze mecze serii finałowej ze Śląskiem Wrocław i potrzebował jednej wygranej do szczęścia i mistrzostwa Polski, dlatego wypełniona po brzegi Netto Arena nie wyobrażała sobie, że nie będzie w piątek wielkiej fety. Tymczasem mistrzowie Polski przypomnieli sobie powiedzenie trenera Rudy’ego Tomjanovicha, który prowadząc Houston Rockets w NBA powiedział kiedyś: "Never underestimate heart of the champion", czyli "Zawsze doceniaj serce mistrza". Dzięki fantastycznej trzeciej kwarcie (24:4 dla Śląska!) goście wygrali ten mecz 85:75 i utrzymali się w serii. Jest 3:1 dla Kinga, a kolejny mecz odbędzie się we Wrocławiu. Pierwsza kwarta stała pod znakiem niespodziewanej przewagi Śląska Wrocław, którzy mimo faulu technicznego swego lidera, Jeremiah Martina wyszli na nieznaczne prowadzenie, pierwsze od pierwszego meczu serii. Koszykarze Kinga nie mogli złapać właściwego rytmu i odpowiedzieć na rzuty z dystansu autorstwa Aleksandra Dziewy, Daniela Gołębiowskiego i DJ Mitchella dla gości. Premierowa kwarta zakończyła się prowadzeniem Śląska 29:22 - to najlepszy punktowo kwarta w tej serii ze strony WKS. W drugiej kwarcie King rozpoczął pościg - po efektownej akcji Zaca Cuthbertsona deficyt szczecinian zmniejszył się do jednego punktu - 31:32. Zaraz po rzucie Filipa Matczaka gospodarze wyszli na prowadzenie. Gdy Kingowi zaczęło wreszcie iść lepiej (m.in. blok Kacpra Borowskiego na Dziewie), w 16. minucie drugim faulem niesportowym został ukarany Cuthbertson i zakończył udział w meczu. Dodatkowo dopiero w drugiej połowie do gry wszedł kontuzjowany Bryce Brown. Gdy wydawało się, że szala przechyli na korzyść WKS, wyższy bieg włączył Alex Hamilton, za "trójkę" trafił Matczak. Tuż przed syreną akcję "3+1" przeprowadził Martin (13 punktów w pierwszych 20 minutach) i do przerwy gospodarze prowadzili, ale tylko 48:46. Tuż po przerwie Śląsk wzmocnił obronę i miał serię 17 (!) kolejnych punktów, grający koncertowo Martin miał już ponad 20 punktów na koncie. King przełamał okrutną niemoc dopiero na 4 minuty i 22 sekundy przed końcem kwarty - wówczas WKS prowadził aż 64:50. Trzecia kwarta zakończyła się wygraną gości 24:4, a Śląsk prowadził aż 18 punktami. Na sześć minut przed końcem King doszedł gości na 10 punktów - było już tylko 62:72. Po trafieniu Tony'ego Meiera miejscowi zmniejszyli deficyt do sześciu punktów, ale zaraz skontrował Jeremiah Martin, który w całym meczu zdobył 33 punkty. Kolejny, piąty mecz serii odbędzie się 12 czerwca w poniedziałek o godz. 20 we Wrocławiu, gdzie Śląsk podejmie Kinga. Transmisja w Polsat Sport. King Szczecin – Śląsk Wrocław 75:85 (22:29, 26:17, 4:24, 23:15) Maciej Słomiński, INTERIA