27-letni Wiśniewski, dotychczas znany z umiejętności gry w kontrataku, ale nie imponujący snajperskimi osiągnięciami, w tym sezonie Tauron Basket Ligi zdobywa średnio 16,6 pkt, najwięcej w karierze. Na liście strzelców zajmuje szóstą pozycję. "Nie spodziewałem się przed sezonem tak wysokiego miejsca w tym rankingu. Szczerze powiem, że nawet tego nie kontroluję. Myślę, że moje ostatnie osiągnięcia wynikają z tego, że trener mi zaufał, mam wsparcie kolegów z drużyny, a taktyka zespołu sprzyja mojemu stylowi gry" - przyznał. Wiśniewskiego wyprzedza piątka Amerykanów, na czele z Benem McCauleyem w Polpharmy Starogard Gdański (średnio 22,25 pkt). W ekstraklasie mężczyzn to już prawidłowość. Ostatnim Polakiem, który został królem strzelców, był Wojciech Królik w sezonie 1993/94. Czy w dobie najazdu na krajowe parkiety graczy z zagranicy jest to jeszcze możliwe? "Rzeczywiście, ostatni raz rodzimy koszykarz był najlepszym strzelcem prawie 20 lat temu. Myślę, że są w lidze polscy gracze, których stać na takie osiągnięcie, ale w koszykówce nie o to przecież chodzi. Liczy się przede wszystkim wynik zespołu. Cóż z tego, że Łukasz Majewski w ostatnim meczu z nami zdobył dla Polpharmy 25 punktów i ustanowił rekord kariery, skoro jego drużyna przegrała. Dlatego warto na swoje boiskowe osiągnięcia patrzeć w kontekście zespołu." Drużyna AZS Koszalin jest jednym z objawień pierwszej części sezonu. Jako jedyna pokonała aktualnego mistrza kraju Asseco Prokom Gdynia (96:82) oraz srebrnego medalistę, poprzedni klub Wiśniewskiego, Trefl Sopot (88:86). Z trzema zwycięstwami i dwoma porażkami zajmuje trzecie miejsce w tabeli, za Treflem (4-1) i PGE Turowem Zgorzelec (4-0). Bilans byłby jeszcze lepszy, gdyby nie porażki z Jeziorem Tarnobrzeg (77:78) u siebie i beniaminkiem Startem Gdynia (73:83) na wyjeździe. "W inauguracyjnym spotkaniu z Jeziorem, w nowej hali, przed własną publicznością, zjadła nas trema. Z kolei po wygranych z faworytami z Trójmiasta chyba za pewnie się poczuliśmy, stąd porażka ze Startem. Ten mecz pokazał, że z każdym trzeba się liczyć, nie można się rozluźnić" - ocenił Wiśniewski. Od nowego sezonu trenerem zespołu z Koszalina jest 41-letni Chorwat Teo Cizmic, który w początkach zawodniczej kariery na przełomie lat 80. i 90. występował w czołowym wówczas europejskim zespole Jugoplastice Split, u boku tak znakomitych koszykarzy jak Toni Kukoc, Dino Radja, Żan Tabak czy Zoran Sretenovic. Ten ostatni trafił potem do Polski i jako trener odnosił sukcesy w Polpharmą. Tabak, dziś szkoleniowiec lidera z Sopotu, i Cizmic poszli w tym roku jego śladem. "Mówiono o naszym trenerze, że nie ma doświadczenia i nie zna polskich realiów, ale ważna jest jego filozofia gry. On niczego nie owija w bawełnę, wie czego chce i potrafi to wyegzekwować. Ma swoją wizję, w którą wierzy i dobrał do niej odpowiednich zawodników. Przez cały tydzień przed meczem pracą na treningach zaraża nas żądzą zwycięstwa. W tym roku zmieniono w Koszalinie filozofię budowy zespołu. Oparto go nie na graczach zagranicznych, lecz reprezentantach Polski, zawodnikach, którzy mają coś do udowodnienia. W dodatku trafiono z doborem obcokrajowców - Darrel Harris to doświadczony gracz, a sprawdza się też Jeff Robinson" - stwierdził rzucający AZS. W reprezentacji Polski Wiśniewski rozegrał 26 spotkań i zdobył 66 punktów. W meczach o punkty zadebiutował w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy na Litwie, gdzie pojechał trochę na kredyt. O swojej ambicji i sercu do gry przekonał trenera Alesa Pipana w meczu z reprezentacją gospodarzy (77:97). W ostatniej kwarcie, przy 30-punktowej przewadze Litwinów, seria jego skutecznych akcji w obronie, przechwytów, dynamicznych ataków, pozwoliła zmniejszyć straty o dziesięć punktów. Okupił ten wysiłek następnego dnia, gdy nie był w stanie nawet przyjechać z drużyną do hali na kolejny mecz. "Dopadł mnie jakiś wirus albo byłem tak wyczerpany, że ciągle wymiotowałem. W meczu dałem z siebie naprawdę tyle, ile mogłem - ani więcej, ani mniej. Byłem strasznie zmęczony, odwodniony. Dlatego zostałem w hotelu" - wspomina. Trenerzy potrafią docenić takie zaangażowanie zawodnika. Dziś Wiśniewski ma pewniejszą pozycję w reprezentacji, a ostatnie mecze w ekstraklasie jeszcze ją wzmacniają. "Staram się stale podnosić swoje umiejętności. Jestem ambitnym człowiekiem. Reprezentacja to dla mnie wielka nobilitacja, a nie zło konieczne. Gdy w rodzinnym Toruniu rozpoczynałem karierę, miałem dwa marzenia: zagrać w kadrze i zdobyć punkty w biało-czerwonych barwach. Przekonałem się, że marzenia się spełniają, więc warto mieć kolejne" - zakończył Wiśniewski.