Filip Dylewicz decyzję o końcu kariery ogłosił w studiu telewizyjnym po spotkaniu przegranym przez reprezentację Polski z Niemcami 83:93. Ta przegrana oznacza koniec szans Biało-Czerwonych na udział w mistrzostwach świata. - Chciałbym podziękować panu Kazimierzowi Wierzbickiemu i panu Ryszardowi Krauze, że mogłem występować przeciwko najlepszym drużynom w Europie - Realowi Madryt i FC Barcelona. Związane jest to z tym, że moja kariera jako zawodnika prawdopodobnie dobiegła końca. Czas realizować nowe pomysły i plany. Mam grono przyjaciół, którzy mnie wspierają i mam nadzieję, że dzięki nim uda mi się zrobić kolejny krok i rozpocząć następny etap związany z koszykówką, ale już niekoniecznie jako zawodnik - ogłosił swoją decyzję Dylewicz na antenie TVP Sport. Decyzja Dylewicza o końcu kariery oznacza koniec pewnej ery. Nazwisko skrzydłowego było obecne polskiej lidze jeszcze w zeszłym stuleciu - zadebiutował w lidze w sezonie 1997/98 w barwach Trefla Sopot, który potem grał pod nazwą Prokom Trefl. Przez kilkanaście kolejnych lat popularny "Dylu" występował w drużynie z kurortu z wielkim powodzeniem, sześciokrotnie zdobywając tytuł mistrzów Polski w sezonach 2004-09. Następnie Dylewicz opuścił Trójmiasto na rzecz włoskiego Avellino, by wrócić do Trefla, który nie miał już w nazwie Prokomu. Potem był trzyletni epizod w Turowie Zgorzelec okraszony ostatnim w karierze siódmym tytułem mistrza kraju. Na zakończenie kariery Dylewicz wrócił do Trójmiasta, z przerwą na jeden sezon gry w Stali Ostrów - występował tam gdzie zaczął w Treflu Sopot, by zakończyć karierę w Arce Gdynia. W barwach ostatniego z tych klubów pobił rekord występów w polskiej lidze koszykówki - w styczniu 2021 r. zagrał po raz 673 na ligowym parkiecie. Ostatecznie, po sezonie 2021/22 licznik Dylewicza zatrzymał się na 708 liczbie spotkań w lidze. Ten rekord będzie bardzo ciężko pobić. Maciej Słomiński, Interia