Maciej Słomiński, Interia: Trefl Sopot, którego jest pan prezesem w sobotę o godz. 20 zagra z Suzuki Arką w Gdyni. Czy to będzie mecz jak każdy inny? Marek Wierzbicki, prezes zarządu Trefla Sopot: - Derby to nigdy nie jest mecz jak każdy inny. Rywalizacja o prymat w regionie zawsze wywołuje dodatkową motywację, zawodnikom i kibicom zależy jeszcze bardziej. Dodatkowo Suzuki Arka Gdynia spisuje się znakomicie. My też jesteśmy w czołówce tabeli, co oznacza, że poza emocjami będzie również wysoki poziom zawodów. Już się nie mogę doczekać pierwszego gwizdka. Derbowi rywale to kiedyś był jeden klub - Prokom Trefl Sopot był potęgą, 5-krotnym mistrzem Polski. W 2009 r. Prokom (potem Asseco, dzisiejsza Suzuki Arka) poszedł w swoją stronę do Gdyni, a Trefl został w Sopocie. - Pamiętam pomysł stworzenia drużyny koszykarskiej w Sopocie w drugiej połowie lat 90. XX wieku, gdy nie wyszła współpraca z Wybrzeżem Gdańsk. Wtedy postanowiliśmy wystartować własnymi siłami od III ligi. Początkowo byłem przy Treflu jako kibic, miałem rok przerwy, uczyłem się w Londynie, gdzie polowałem na trójmiejskie wydanie "Gazety Wyborczej", by dowiedzieć się wyniku meczu. Cały czas byłem blisko klubu, od 5 lat w zarządzie spółki. Czy wciąż jest zadra po koszykarskim rozwodzie w Trójmieście? - Nie. To rozstanie było jakie było, każda strona miała swoje racje, czas leczy rany. Mój ojciec Kazimierz nie chciał Ryszardowi Krauze robić problemów, Prokom mógł grać w Eurolidze tylko pod warunkiem zachowania ciągłości jako ten sam podmiot. Klub został sprzedany do Gdyni, za pieniądze uzyskane z tej transakcji została stworzona drużyna koszykarska w Sopocie, która kontynuuje tradycje u nas, w kurorcie. Po rozstaniu były spore emocje, jakieś małe prowokacje. Nie jestem osobą, która napędza konflikty, szuka wojen. Na początku atmosfera była gorąca. Cieszę się, że złe emocje już ostygły. Dziś kibice mogą cieszyć rywalizacją na lokalnym podwórku. Konkurencja jest zawsze motorem postępu. Nie mam nic do klubu z Gdyni, chcemy być od niego lepsi na boisku. Po zakończeniu poprzedniego sezonu start klubu z Gdyni w kolejnych rozgrywkach stał pod dużym znakiem zapytania. Rozumiem, że kibicował pan sąsiadom, żeby przetrwali. - Szczerze mówiąc, nie zajmowałem się tym. To był okres, gdy Trefl budował skład na kolejny sezon, rozmowy ze sponsorami, z agentami pochłaniały mnóstwo czasu. Oczywiście nie żyłem pod ziemią, docierały do mnie informacje z Gdyni, ale nie było to w centrum mojego zainteresowania. Czy przypomina pan sobie, żeby obie trójmiejskie drużyny były tak wysoko w tabeli jak dziś? - W pierwszym sezonie po rozstaniu zmierzyliśmy się w półfinale play-off. Ergo Arena pękała w szwach, było ponad 10 tysięcy widzów. To było niesamowite, że polska liga koszykówki przyciągała tylu kibiców. Rewanż w sezonie zasadniczym zamierzamy rozegrać w Ergo Arenie, być może trafimy również na siebie w play-off? Życzyłbym sobie, żeby tamten rekord został pobity. Skorzystają na tym wszyscy. Kibice, liga, media, kluby z Gdyni i Sopotu. Podczas sobotniego meczu derbowego żegnany będzie Filip Dylewicz. Czy pana to jakoś boli, może uwiera, że "Dylu" który tyle lat grał w Sopocie, na końcówkę kariery przeniósł się do Gdyni? - Takie są koleje zawodowego sportu. Niewiele jest przypadków, by sportowiec grał dla jednego klubu przez 20 lat. Faktycznie większa część kariera Filipa była związana z Sopotem, miał też epizody gdzie indziej. Transfery zawodników to najnormalniejsza rzecz w świecie. Filip Dylewicz jest bardzo ważną częścią historii koszykówki w Sopocie. To się nie zmieni. Mówił pan o momencie, gdy wpadliście na pomysł założenia klubu koszykarskiego w Sopocie. A w którym momencie poprzednich rozgrywek przyszła wam do głowy zmiana filozofii prowadzenia Trefla? Sprowadziliście trenera Żana Tabaka z wysokiej, europejskiej półki plus kilkunastu nowych, klasowych zawodników. Trzeba to oceniać jako mocne szarpnięcie koszykarskich lejców. - Nie mnie oceniać, czy zmieniliśmy filozofię prowadzenia klubu. Zawsze chcieliśmy być jak najwyżej w tabeli, w każdym z sezonów graliśmy na miarę możliwości. Nie ukrywam, że sukcesy (wicemistrzostwo i dwukrotnie Puchar Polski) które miał Trefl po rozstaniu z Prokomem, były nieco na kredyt. Pierwsze moje lata w zarządzie klubu to porządkowanie finansowych zaszłości sprzed lat. Nie jesteśmy ślepi, widzieliśmy odpływ kibiców i słabszą grę drużyny. Właściciel, czyli firma Trefl postanowiła nieco zwiększyć finansowanie na sezon 2022/23. Mamy piękną historię, chcemy do niej nawiązać. Nadarzyła się okazja, by zrobić to teraz. Znaleźliśmy świetnego trenera, którego udało się namówić do naszego projektu. Rozmawiam z zawodnikami i osobami będącymi przy drużynie - wszyscy podkreślają olbrzymi respekt jaki wzbudza trener Żan Tabak. - Nie ma się co dziwić, sama jego postura i sposób bycia budzi szacunek - 213 cm, tubalny głos, uśmiech rzadko gości na jego twarzy. Prywatnie bywa wyluzowany, ale gdy pracujemy to nie ma zmiłuj i tego samego wymaga od innych. Jest konsekwentny, sprawiedliwy i uczciwy w tym co robi. Dzięki jego postawie i osobowości, Trefl Sopot idzie w górę jako organizacja. Bardzo się cieszę, że jest z nami. W dyscyplinach zespołowych często bywa tak, że trener jest kontraktowany na samym końcu i prowadzi zawodników wybranych przez kogo innego. W Treflu Sopot było po bożemu - przyszedł trener Tabak i on wybierał zawodników. - Z Żanem Tabakiem zaczęliśmy rozmawiać zaraz po zakończeniu poprzedniego sezonu, był czas na zbudowanie nowej drużyny. Takie były ustalenia z trenerem, że jeśli dołączy do Trefla Sopot, drużyna będzie jego autorskim projektem. Oczywiście trener wie w jakich realiach finansowych może się poruszać, jest doskonale zorientowany na rynku, wie który zawodnik, ile jest wart. Niejednokrotnie on sam rozmawia z agentami. Nie chce przepłacać. To wiedza na wagę złota. Czy skład Trefla Sopot na sezon 2022/23 jest już skompletowany, czy nie wykluczacie zmian? - Zmiany w trakcie sezonu to specyfika i nieodłączna część ligowej koszykówki. Zdarzają się kontuzje i wypadki losowe. Nie wykluczam zmian, jeśli pojawi się okazja. Nie śpimy i wciąż monitorujemy rynek. Trefl Sopot legitymuje się w lidze bilansem 5-1. Czy spodziewał się pan, że to tak szybko "zatrybi"? Kilkunastu nowych zawodników musi się ze sobą zagrać, zwłaszcza w tak "manualnej" dyscyplinie jak koszykówka, tymczasem z marszu jesteście wysoko w tabeli. Inna sprawa, że kilka z tych wygranych zostało osiągniętych bardziej dzięki indywidualnym umiejętnościom zawodników niż grze drużynowej. - Jeśli chodzi o grę, to czas działa na naszą korzyść. Drużyna musi się siebie nauczyć. Budowaliśmy nowy zespół żeby osiągnąć lepszy wynik niż w poprzednim sezonie. Trener Żan Tabak uczula, żeby patrzeć długoterminowo, nie na wynik ostatniego i następnego meczu. Szkoleniowiec wierzy w ciężką pracę, wszyscy wiemy, że musimy działać w systemie "step by step". Cieszymy się z wysokiego miejsca w tabeli, zachowując przy tym chłodną głowę. Dopiero 20 procent rundy zasadniczej za nami. Był już jeden "kubeł zimnej wody" w Lublinie. Czasem taki mecz się przydaje. Jaki jest zatem cel Trefla Sopot na ten sezon? - Powtórzę jeszcze raz: "Step by step". Każdy progres będzie sukcesem, im większy - tym większa będzie nasza radość. Jeśli skończymy na piątym miejscu po dobrej grze - nikt nie będzie z tego powodu płakał. Żan Tabak podpisał z Treflem trzyletni kontrakt, tym horyzontem czasowym operujemy - z każdym rokiem chcemy być lepsi. Pokora, skromność i ciężka praca. To jest sport, jeden transfer, jedna kontuzja, jedna akcja jest w stanie odmienić bieg zdarzeń. Poza tym pamiętajmy, że konkurencja nie śpi, rywale też chcą być coraz lepsi. Mogę powiedzieć, że jestem zadowolony ze sposobu w jakim wystartowaliśmy w lidze. Słyszałem opinię, że poprzedni sezon ligowy był nieudany, bo drużynie zaszkodziły europejskie puchary. Tymczasem w tym sezonie zdecydowaliście się znowu zgłosić do rozgrywek kontynentalnych. - Trener Żan Tabak od początku podkreślał, że chce grać w Europie, to magnes na przyciągnięcie jak najlepszych zawodników. Są dwie szkoły - jedna mówi o dużym obciążeniu dla zawodników przez rozgrywki międzynarodowe, z drugiej strony część koszykarzy chce jak najczęściej grać, w myśl zasady, że mecz to najlepszy trening. Trener Tabak ma doświadczenie z ligi VTB - dalekie podróże na wschód sprawiały, że praktycznie nie było czasu na trening, ćwiczono 1-2 razy w tygodniu, a wyniki były dobre. Trefl Sopot jako poważny klub chce na stałe zagościć w rozgrywkach europejskich, mimo że puchar, w którym gramy jest szczebel niżej niż ten z zeszłego roku. Poza tym naszym sponsorom zależy, by ich brandy były widoczne w Europie. Gdzieś w mediach widziałem tytuł mówiący, że rozegranie 11 z 15 meczów rundy zasadniczej w Hali 100-lecia Sopotu zamiast w Ergo Arenie pozwala zaoszczędzić środki na dodatkowego zawodnika. - Ergo Arena jest piękna i nowoczesna, ale też ogromna, przez co atmosfera jest czasem jak w teatrze, widzowie ożywiają się dopiero, jeśli są emocje, w końcówce. Z kolei w starszej hali 100-lecia, 1000 czy 1500 osób jest w stanie stworzyć świetny klimat. To wszystko jednak czynniki drugorzędne, podstawowym są dostępność hali oraz ekonomia. Wiele imprez zaplanowanych w hali na granicy Gdańska i Sopotu koliduje z naszymi terminami meczowymi. Ergo Arena jest nowoczesna i przestronna, ale niestety kosztuje dużo więcej niż w poprzednim sezonie. Rzeczywiście coś w tym jest, że oszczędność związana z halą pozwala nam zatrudnić lepszych zawodników i być wyżej w tabeli. Większość najważniejszych meczów rundy zasadniczej planujemy zagrać w Ergo Arenie. Tak samo będzie z fazą play-off, jeżeli tam się dostaniemy. Pamiętajmy, że to sport i jeszcze wiele się może zdarzyć. W jakim miejscu jest dziś polska liga koszykówki? - Idziemy powoli w górę. Liga jest średniakiem europejskim, zawodnicy mogą się u nas wypromować do silniejszych klubów i krajów. Sprzyja nam sukces reprezentacji, który odniosła na Eurobaskecie. Dużo dał nam finał poprzednich rozgrywek - Śląsk Wrocław z Legią Warszawa to dwie duże firmy, które mają mnóstwo kibiców. Śląsk wyprzedał całą halę. Prezes Legii mówił, że gdyby miał większy obiekt, też by to zrobił. Cieszę się, że w tym wszystkim Trefl Sopot ma szansę wrócić na należne miejsce. Widzimy starych kibiców, wzrasta frekwencja, a wyniki są dobre. Atmosfera na trybunach i wokół klubu jest bardzo dobra. Rozmawiał Maciej Słomiński, Interia