36-letni Dylewicz był trzecim strzelcem (średnia 13,3 pkt) i trzecim zbierającym (7,3) wicemistrza kraju. Po sezonie zasadniczym plasował się najwyżej z Polaków w Tauron Basket Lidze w kilku kategoriach - był ósmy w zbiórkach, dziewiąty pod względem wskaźnika ewaluacji (bierze się pod uwagę wszystkie elementy) - 15,8 i drugi w średniej minut spędzonych na parkiecie - 34,3. - Te rozgrywki upewniły mnie, że chcę dalej występować w ekstraklasie. Powiem więcej - nie tylko występować, ale grać na wysokim poziomie i walczyć o mistrzostwo kraju w następnym sezonie. Czuję większy głód zwycięstw i sukcesów niż kilka lat temu, choć te trzy lata spędzone w Zgorzelcu oceniam pozytywnie. Szkoda, że w tym sezonie, choć wygraliśmy połowę meczów, nie udało się awansować do play off. Boli te kilka porażek z końcówki sezonu, ale taki jest sport - powiedział zawodnik, któremu skończył się kontrakt z PGE Turów. Dylewicz zdobył z ekipą ze Zgorzelca mistrzostwo i wicemistrzostwo kraju, został też uznany najbardziej wartościowym graczem finałów w 2014 r. - To były bardzo dobre trzy lata. Złoto i srebro oraz tytuł MVP w Tauron Basket Lidze, mecze w Eurolidze z takimi potęgami jak Barcelona. Nowa hala, miasto żyjące koszykówką. Spotkałem tu wielu dobrych, szczerych ludzi. Czułem się tu jak w domu i zawsze będą tu wracał z bardzo dobrymi wspomnieniami. Życzę klubowi, by nadal miał dobrego sponsora. Biorąc pod uwagę, że przed sezonem nie dawano nam z odmłodzonym składem szans, naprawdę wypadliśmy przyzwoicie, choć oczywiście nie spełniliśmy wszystkich naszych ambicji - ocenił. 36-letni zawodnik, siedmiokrotny mistrz Polski (2004-2009 z Prokomem Treflem Sopot, 2014 z PGE) przyznał, że dziwnie się czuje bez koszykówki już w maju. - Czuję się bardzo dziwnie, gdy wieczorem nie idę na trening tylko kąpię synka czy oglądam kolegów w telewizji walczących w play off. Po raz pierwszy w karierze odczuwam brak koszykówki. W dłuższej perspektywie to może i lepiej, bo od jakiegoś czasu należał mi się dłuższy odpoczynek. Zajęć mi jednak nie brakuje, bo jestem w trakcie przeprowadzki ze Zgorzelca do Gdyni. Trochę się jednak uzbierało rzeczy przez trzy lata... - zdradził. Jego zdaniem półfinały zapowiadają się bardzo ciekawie, jednak faworytem mistrzostw Polski jest obrońca tytuły Stelmet BC Zielona Góra. Zielonogórzanie zmierzą się z Energą Czarnymi Słupsk, a w drugiej parze Rosa Radom walczyć będzie z Anwilem Włocławek. - Widać, że mecze weszły w decydującą fazę. Wszyscy półfinaliści grają super agresywnie w obronie i fajnie, że sędziowie na to pozwalają. Gra jest przez to ciekawsza. Stelmet jest moim zdaniem poza zasięgiem - i w półfinale, i w walce o złoto. To nie tylko kwestia personalna, klasy zawodników, ale i trenera. Widać, że u trenera Saso Filipovskiego drużyna się ciągle rozwija. Nie jest tak, że osiągnęła wysoki poziom i nie robi postępów - ocenił. Były skrzydłowy reprezentacji Polski uważa, że w play off rywale postawią ekipie z Zielonej Gry twarde warunki. Chwali szczególnie ekipę ze Słupska. - Oczywiście Stelmet może przegrać jakiś mecz, szczególnie w Słupsku, ale nie rywalizację. Czarni grają agresywnie, szybko. Jerel Blassingame przeżywa drugą młodość, kibice w Słupsku też robią swoje. Ale w sporcie porażka potrzebna jest najlepszym, to taki impuls, żeby dalej się rozwijać. Na pewno będzie ciekawie także w tej parze, choć oczywiście rywalizacja Anwilu z Rosą wydaje się bardziej wyrównana - dodał. W opinii Dylewicza drużyny z Radomia i Włocławka mają podobną liczbę atutów, ale minimalnie lepszy personalnie jest Anwil. Dlatego w rywalizacji do trzech zwycięstw stawia 3-2 dla zespołu chorwackiego trenera Igora Milicica, byłego kolegi z Prokomu Trefla Sopot, z którym w 2008 roku zdobył złoty medal MP. - Trener Milicić ciekawie kombinuje z grą w obronie. Atutem Rosy jest ten sam co w poprzednim sezonie trener i bardziej zgrany, bo mniej zmieniony skład. Poziom sportowy obydwu drużyn jest podobny, ale Anwil jest moim zdaniem minimalnie lepszy personalnie. Duet rozgrywających Kamil Łączyński - Robert Skibniewski to super ciekawy obwód, który uruchamia innych koszykarzy. Jest Czech David Jelinek, Bartek Diduszko, który ma bardzo dobry sezon, Fiodor (Dmitriew - red.). No i przede wszystkim do Włocławka wróciła atmosfera wielkich meczów. Na pewno dobrze będzie się oglądało te spotkania, nawet w telewizji - dodał. Koszykarz chciałby pozostać w polskiej lidze w następnym sezonie. - Czekam na propozycje, choć wiem, że na razie za wcześnie, by pojawiły się konkrety. Za granicę z moim Peselem się raczej nie wybieram... Znam realia, wiem jak trudno przebić się w Europie. Poza tym czuję się dobrze w Tauron Basket Lidze i wiem, że stać mnie tu na grę o najwyższe cele - zakończył.