Przedziwny jest to sezon dla koszykarzy Trefla Sopot. W Energa Basket Lidze radzą sobie kiepsko, mimo silnego (zdaniem ekspertów) składu plasują się w końcówce tabeli i przegrali pięć ostatnich spotkań. Żółto-Czarni jedynie dzięki różnicy małych punktów jako tzw. "lucky losers" zakwalifikowali się rozgrywek grupowych FIBA Europe Cup. Na scenie europejskiej nie szło im rewelacyjnie, mieli też zwyczajnie pecha, bo jak inaczej nazwać przegraną po rzucie rozpaczy w ostatniej sekundzie u siebie z BC Kijów? Po tym spotkaniu wydawało się, że jest "po herbacie", a jednak wysoka wygrana na wyjeździe z Rislkim sportist dała cień nadziei. Trzeba było wygrać na wyjeździe z Hapoelem Eilat, z którym Trefl przegrał u siebie 85:88. Nie tylko wygrać, ale by przeskoczyć zespół z Izraela zrobić to co najmniej czterema punktami, by być lepszym w bezpośrednim starciu. I to się udało! Mimo dalekiej podróży i ograniczonej rotacji - do kontuzjowanego na początku sezonu DeAndre Davisa dołączył niedawno rozgrywający Mateusz Szlachetka, który wypadł trenerowi Marcinowi Stefańskiemu ze składu. Trefl wygrał niespodziewanie 89:83 w Eilacie i zagra w dalszych rozgrywkach! Jak do tego doszło? Tym razem koszykarzom z Sopotu udało się utrzymać nerwy na wodzy w końcówce, co w tym sezonie nie było regułą. Trefl Sopot zagra w kolejnej rundzie FIBA Europe Cup W Eilacie zaczęło się od wysokiego prowadzenia gości, było nawet 25:11. Nie pomogła obrona strefowa założona przez gospodarzy, rzutami za trzy punkty rozbił ją Yannick Franke, który trafił aż cztery razy w tej części gry i nie pomylił się ani razu. Im dalej w las, tym gorzej, pierwsza kwarta zakończyła się dwucyfrowym prowadzeniem sopocian, ale potem Hapoel zaczął gonić, w połowie drugiej kwarty zbliżając się na pięć punktów. Po rzucie Roia Hubera pod koniec pierwszej połowy był już remis, 43:43, a przecież Trefl musiał wygrać czterema punktami, by awansować do dalszych rozgrywek. Tuż po przerwie gospodarze trzykrotnie w ciągu 37 sekund (!) trafili za trzy punkty i pociąg do awansu zaczął szybko odjeżdżać Żółto-Czarnym. Sygnał do pogoni dał rzutem z dystansu Karol Gruszecki, poprawił akcją "2+1" Darious Moten, nieźle grał Carl Lindbom i na cztery minuty przed końcem kwarty Trefl tracił tylko dwa punkty do Hapoelu, a tak naprawdę sześć, bo nie starczyło wygrać, trzeba to było osiągnąć w odpowiedniej wysokości w kontekście wysokiego prowadzenia BC Kijów nad bułgarskim Rilskim sportist. To nie koniec, rozkręcił się Gruszecki, akcją "coast to coast" z faulem popisał się Brandon Young i deficyt sopocian przed ostatnimi 10 minutami wynosił tylko punkt. Wreszcie na trzy minuty przed końcem Trefl wyszedł na prowadzenie i do szczęścia brakowało jednego kosza. Na 100 sekund przed końcową syreną po koszmarnym błędzie Hapoelu przy wyprowadzeniu piłki sprytnie punkty zdobył Michał Kolenda (świetny mecz i 20 punktów) i było 84:81 dla polskiej drużyny. Za chwilę było jeszcze lepiej - aż 89:83, gdy wybrzmiała końcowa syrena, a sopocianie odtańczyli taniec radości na parkiecie. Końcowa tabela grupy B FIBA Europe Cup 1. BC Kijów 4 wygrane - 2 przegrane 10 punktów 2. Trefl Sopot 3 wygrane - 3 przegrane 9 punktów (+3) ----------------------------------------------------------------------- 3. Hapoel Eilat 3 wygrane - 3 przegrane 9 punktów (-3) 4. Rilski Sportist 2 wygrane - 4 przegrane 8 punktów Hapoel Eilat - Trefl Sopot 83:89 (17:28, 26:15, 25:24, 15:22) Hapoel: Justin Patton 16, Bryon Allen 14, Roi Huber 6, Zuf Ben Moshe 4, Miron Ruina 2 - Romello White 16, Alex Hamilton 11, Kristian Doolittle 8, Joaquin Szuchman 6, Shaheed Davis 0. Trefl: Michał Kolenda 20, Yannick Franke 17, Karol Gruszecki 10, Darious Moten 9, Josh Sharma 6 - Brandon Young 14, Carl Lindbom 11, Paweł Leończyk 2. Maciej Słomiński