Gospodarze zdobyli najmniej punktów w tym sezonie - do tej pory najgorszą skuteczność zanotowali pod koniec października, kiedy także we własnej hali przegrali ze Śląskiem Wrocław 63:67. - Ten mecz nam wyraźnie wyszedł. W pewnym momencie zaczęliśmy prezentować taką koszykówkę, jaką najbardziej lubimy. Graliśmy bardziej zespołowo, świetnie też spisywaliśmy się w obronie, bo zatrzymać słupszczan w ich hali na 54 punktach musi robić wrażenie - dodał Chyliński. O sukcesie gości, którym do awansu do finału brakuje jednego zwycięstwa, zadecydowała głównie wygrana przez nich 22:4 druga kwarta. Początek spotkania nie zapowiadał jednak późniejszej katastrofy Energi Czarnych. W czwartej minucie gospodarze prowadzili 10:3, a w ósmej 18:10. - Zdawaliśmy sobie sprawę, czego musimy się spodziewać w hali Gryfia. Wiedzieliśmy, że rywale będą bardzo zmotywowani i wyjdą na parkiet agresywnie nastawieni. Udało nam się jednak odeprzeć ich atak, a później grać swoją koszykówkę - ocenił. Goście rzucili 20 punktów z rzędu, natomiast pierwszy raz do kosza w drugiej kwarcie słupszczanie trafili dopiero po pięciu minutach i 20 sekundach, kiedy przegrywali 18:30. W 11. minucie było już 42:22 dla mistrzów Polski. - Nie tak to miało wyglądać. Niestety, druga kwarta ustawiła mecz. Wiedzieliśmy, że musimy uniemożliwić rywalom grę szybkim atakiem, tymczasem oni cały czas punktowali nas właśnie w ten sposób. Poza tym zgorzelczanie grali niesamowicie twardo w obronie, a kiedy przegrywa się z Turowem różnicą 20 punktów, to prawie niemożliwe jest odrobienie strat i odniesienie zwycięstwa - stwierdził rozgrywający Energi Mantas Cesnauskis. Swojego dnia w zespole gospodarzy nie miał rozgrywający Jerel Blassingame, który nie zdobył żadnego punktu (w poprzednich spotkaniach w Zgorzelcu rzucił 17 i 7 "oczek"), a ponadto zanotował aż osiem strat. Odczuwalny był też brak najlepszego strzelca słupskiej drużyny kontuzjowanego Karola Gruszeckiego (średnio zdobywał 14,8 pkt na mecz). Koszykarze Energi zaliczyli tylko pięć trójek przy 12 takich trafieniach przeciwnika. Często piłka po ich rzutach nie dolatywała nawet do kosza, bądź odbijała się od tablicy. W 35. minucie po trafieniu za trzy Damiana Kuliga goście osiągnęli najwyższą przewagę wynoszącą aż 30 punktów - było 67:37. - Rywale mają dłuższą ławkę i każdy wchodzący na boisku zawodnik wnosi coś do ich gry. My nie mamy takiego komfortu. Walczyliśmy jednak do końca, bo chcieliśmy wyjść z twarzą z tej konfrontacji. Udało nam się zmniejszyć straty z 30 do 20 punktów, co nie zmienia faktu, że u siebie ta różnica jest bardzo wysoka. Teraz musimy zapomnieć o tym meczu i podnieść się za dwa dni - przyznał Cesnauskis. Czwarte spotkanie rozpocznie się w Słupsku w czwartek o godzinie 17.45. - Do tego wysokiego zwycięstwa nie przykładam większej wagi, bo w play off nie ma znaczenia, czy wygrywa się różnicą jednego czy też 40 punktów. Robota nie jest jeszcze skończona, dlatego musimy zapomnieć o tym sukcesie i zacząć koncentrować się na najbliższym meczu. Już w czwartek będziemy chcieli zapewnić sobie awans do finału, aczkolwiek zdajemy sobie sprawę, że gospodarze zrobią wszystko, aby przedłużyć tę serię - podsumował Michał Chyliński. Trzeci mecz półfinałowy: Energa Czarni Słupsk - PGE Turów Zgorzelec 54:74 (18:18, 4:22, 11:19, 21:15) Stan rywalizacji play off (do trzech zwycięstw) 2-1 dla Turowa. Czwarte spotkanie odbędzie się w czwartek (początek o 17.45) także w Słupsku. Energa Czarni Słupsk: Kyle Shiloh 10, Michał Nowakowski 10, Drago Pasalic 9, Callistus Eziukwu 8, Jarosław Mokros 5, Mantas Cesnauskis 5, Kacper Borowski 4, Łukasz Seweryn 3, Jerel Blassingame 0. PGE Turów Zgorzelec: Tony Taylor 15, Michał Chyliński 12, Damian Kulig 11, Filip Dylewicz 10, Aleksander Czyż 8, Mardy Collins 6, Vlad-Sorin Moldoveanu 5, Nemanja Jaramaz 3, Kyryło Natiażko 2, Chris Wright 2, Michael Gospodarek 0.