Maciej Słomiński, Interia: Pana ojczysty kraj, Holandia nie słynie ze znanych koszykarzy. Właściwie kojarzę tylko Rika Smitsa z Indiana Pacers. Yannick Franke, koszykarz Trefla Sopot: - W Holandii koszykówka nie jest popularna, nie ma jej dużo w TV, chociaż i tak więcej niż kiedyś. Urodził się pan w Haarlem w Holandii, podczas gdy w USA była sławna drużyna Harlem Globetrotters. Czy to ze względu na miejsce urodzenia został pan koszykarzem? - Moi rodzice byli koszykarzami, dlatego nie miałem wielkiego wyboru - byłem skazany na ten sport. Grałem trochę w tenisa, ale koszykówka była moją pierwszą miłością i tak już zostało. Jej się trzymam i nigdy nie żałuję. Co pan najbardziej lubi w koszykówce? - Gdy wysiłek włożony w trening przynosi efekt w meczach. Tak jak w życiu - przyjemnie widzieć jak inwestycja przynosi zwrot, wtedy jest satysfakcja. Forma Trefla Sopot w tym sezonie jest falująca niczym pobliskie Morze Bałtyckie. - To dziwne. Nie mogę do końca tego rozgryźć. Na pewno sędziowanie jest inne w lidze polskiej i rozgrywkach w Europie. Co jest odgwizdywane jako faul w FIBA Europe Cup, jest puszczane w PLK. Nie mówię, że to jest powód naszej postawy w lidze, ale jest to faktem. Jestem na to przygotowany, to mój drugi sezon w Polsce i już wiem jak to działa. Mówi się, że błędem był start w europejskich pucharach, że cierpi na tym ligowa forma Trefla. - Nigdy bym nie powiedział, że start w europejskich pucharach był błędem. Im więcej drużyn z ligi gra w pucharach, tym dla niej lepiej. Gdy przed sezonem zawodnicy wybierają kluby, patrzą na to czy będzie możliwość rywalizacji w Europie. FIBA Europe Cup to dopiero czwarte w kolejności europejskie rozgrywki. - Może tak być, co nie znaczy, że nie są to rozgrywki ciekawe i wyrównane. Występują w nich drużyny tureckie, niemieckie, włoskie, izraelskie o sporych budżetach. Być może, gdy sezon ligowy wejdzie w decydującą fazę, my będziemy do niego lepiej przygotowani, będąc przyzwyczajonym do grania dwa razy w tygodniu? Staram się patrzeć na to pozytywnie. Energa Basket Liga. Twarde Pierniki goszczą Trefla Sopot Mówi pan o play-off, tymczasem dziś Trefl jest na miejscu, które nie gwarantuje w nich udziału. - Spokojnie, to dopiero połowa rozgrywek. Mamy bilans 7-8. Jeszcze 15 meczów, starczy że wygramy 10 z nich i zakwalifikujemy się do play-off. Mamy szeroki skład, potrzeba byśmy pozostali zdrowi, a wszystko będzie dobrze. Trefl Sopot zmaga się w tym sezonie z wieloma kontuzjami, pan pozostaje zdrowy. - Odpukać, ale w całej mojej karierze koszykarskiej nie opuściłem wielu meczów. Przed sezonem solidnie, w trochę inny sposób niż wcześniej, przygotowałem się do niego z moim trenerem personalnym. Czułem się bardzo dobrze, szczególnie na początku sezonu. Potem doszło zmęczenie, rywale też nie śpią, w meczu z Legią byłem podwajany. To dla mnie nowe wyzwanie, by dodać nowe elementy do mojej gry. Muszę znaleźć sposób, by nawet nie zdobywając wielu punktów być jak najbardziej przydatnym dla drużyny. Przed wami ważny mecz. Zagracie w Toruniu z Twardymi Piernikami. Jeśli przegracie ma dojść do zmian w klubie, co zapowiedział prezes Marek Wierzbicki po przegranych derbach z Asseco Arką Gdynia. Z Legią Warszawa wygraliście, teraz bój o wszystko. - Z jednej strony rozumiem, że władze klubu mogą być niezadowolone z naszych wyników w lidze, z drugiej skupiam się na boisku, by grać jak najlepiej, to co piszą w mediach nie bardzo mnie interesuje i tylko przeszkadza w koncentracji. Czeka was trudne zadanie. Twarde Pierniki są na szczycie tabeli. - Pamiętam dobrze pierwszy mecz sezonu w naszej hali z tym rywalem, powinniśmy go wygrać. Schrzaniliśmy końcówkę, zresztą takich meczów było więcej, gdy przegrywaliśmy mecze podczas kilku ostatnich minut. Najbardziej niesowity był mecz FIBA Europe Cup, gdy przegraliście z drużyną z Kijowa w ostatniej sekundzie po szalonym rzucie z dystansu. - Spodziewałem się tego. Naprawdę? Nawet dla zawodnika, który zdobył punkty to był szok. Widać było po jego reakcji. - Czułem, że tak to się skończy. Prowadziliśmy kilkoma punktami, by w końcówce roztrwonić przewagę. Gdy zobaczyłem, że zawodnik drużyny ukraińskiej będzie rzucał, wiedziałem co się zaraz stanie. To jak w boksie - gdy jesteś w narożniku i desperacko się bronisz, jest spora szansa, że jeden z ciosów będzie nokautujący. Zadziałało Prawo Murphy’ego - rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe. Jak się wali, to wszystko naraz. Gra pan w tym sezonie wiele spotkań - liga polska, FIBA Europe Cup i reprezentacja Holandii. Nie ma wiele czasu na odpoczynek. - Z Benfiką w Lizbonie graliśmy późnym wieczorem w środę. W czwartek wracaliśmy z Portugalii, w piątek jeden trening, w sobotę mecz z Legią. Nie narzekam, bo jak to się mówi: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Wiem, że zawodnicy którzy nie grają w pucharach chętnie by w nich wystąpili. Mecz to najlepszy trening. Myślę, że większość sportowców potwierdzi te słowa. Miał pan szansę zobaczyć Lizbonę? To piękne miejsce, w dodatku panuje tam nieco inny klimat niż w Polsce o tej porze roku. - Joao Gomes, jeden z moich znajomych gra w Benfice. Chcieliśmy się spotkać dzień przed meczem, ale przyjechaliśmy z drużyną Trefla Sopot bardzo późno, dlatego poszliśmy na krótki spacer w dzień zawodów. Może, gdy przyjedziemy na mecz ze Sportingiem będzie czas na dłuższe zwiedzanie. No właśnie, Trefl w grupie FIBA Europe Cup mierzy się z dwoma portugalskimi drużynami, a mógł z trzema. FC Porto zabrakło jednego celnego rzutu, by mierzyć się z wami w grupie. - Mój kolega z reprezentacji Holandii, gra w Porto. Charlon Kloof rzucał w ostatniej akcji meczu Porto - Legia Warszawa, nie trafił i Portugalczycy odpadli z dalszych rozgrywek. Świat jest mały. Studiuje pan zarządzanie w sporcie w Barcelonie na Johan Cryuff Institute. - W Polsce niewiele osób go zna, bardzo mnie to dziwi. Być może dlatego, że wy Holendrzy wymawiacie jego nazwisku "Krauf" podczas, gdy w Polsce wymawia się je fonetycznie: "Kruif". - Nawet, gdy pokazuje jego zdjęcie ludzie wciąż kręcą głowami, a przecież to piłkarz, który w historii futbolu jest wymieniany jednym tchem z Maradoną i Pele. Zgadzam się. Jak zatem idą panu te studia? - Nie jest łatwo, jestem cały czas w rozjazdach, nie mam wielu czasu na naukę i zaliczenia. Na szczęście studia są online, a wykładowcy bardzo wyrozumiali. Zarządzanie w sporcie to jest co chcę robić po zakończeniu kariery. Na razie staram się rządzić na boisku, nie chcę tego zmieniać w przyszłości (śmiech). Czy te studia obejmują również marketing w sporcie? Spotkałem się z opinią, że pana media społecznościowe są prowadzone na bardzo wysokim, niedostępnym nawet dla wielu polskich klubów koszykarskich. - Tak, te studia obejmują kurs marketingu sportowego. Poza tym, mój najlepszy przyjaciel pracuje dla firmy zajmującej się marketingiem w sporcie. Od jakiegoś czasu jestem jedną z twarzy narodowej drużyny Holandii w koszykówce. Latem naradziliśmy się na ganku mojego domu nad jeziorem i postanowiliśmy rozpocząć współpracę. Cieszę się, że mój wizerunek jest dobrze odbierany. Mamy umowę do końca września, po turnieju EuroBasket. W koszykarskich mistrzostwach Europy reprezentacja Holandii zmierzy się z Polską w Pradze. Nasze kraje zostały też wylosowane do jednej grupy piłkarskiej Ligi Narodów. Z tego co wiem interesuje się pan również futbolem. - Śledzę wydarzenia piłkarskie. Ajax Amsterdam jest moim klubem, staram się oglądać ich mecze w Europie. Nie jestem aż tak zatwardziałym fanem, by kupować abonament i śledzić mecze Eredivisie. Podoba mi się filozofia Ajaksu. Szlifowanie diamentów i potem ich odsprzedawanie. Ajax ma teraz znów świetną generację - w Lidze Mistrzów w grupie zdobył komplet 18 punktów. Bardzo ważną rolę odgrywa Sebastian Haller, gdy Ajax go kupował, wątpiono w niego, mówiono że się nie nadaje do Ligi Mistrzów, a on w debiucie strzelił hat-tricka i aż 10 bramek w meczach grupowych. Myślę, że my z Treflem Sopot pójdziemy drogą Hallera i udowodnimy, że jesteśmy dobrą drużyną. Wielkimi krokami idą Święta Bożego Narodzenia. Jak wygląda ten czas w Holandii? - Jemy "raclette", to rodzaj serowego Barbecue, każdy ma swój talerz i nakłada sobie warzywa czy mięso. Mnie to ostatnie nie dotyczy, jestem wegetarianinem. Nie ma nic przeciwko śniegowi, nie chcę być kontrowersyjny, ale do udanych świąt nie potrzebuję śniegu (śmiech). Rozmawiał Maciej Słomiński