W niedzielny wieczór w ERGO Arenie, koszykarze Trefla Sopot dokonali rzadkiego wyczynu. Po siedmiu minutach meczu z PGE Spójnią Stargard przegrywali już 0:19, by przez całe spotkanie mozolnie gonić i na samym finiszu zwyciężyć 72:71. - Ciężko się podnieść po takim początku jak mieliśmy. Cały czas jednak była w nas wiara w wygraną i determinacja. Powtarzałem to jak mantrę, że punkt po punkcie odrobimy straty i wygramy to spotkanie, siedzący obok mnie Darious Moten może potwierdzić - mówił po meczu trener Trefla, Marcin Stefański. - Ten mecz był zupełnie różny od tych, które rozgrywaliśmy w pierwszej części sezonu. Wówczas wiele razy zyskiwaliśmy dwucyfrową przewagę na początku spotkań, by później stracić ja i przegrać. Dziś zrobiliśmy coś dokładnie odwrotnego, to niezwykle uczucie. Determinacja i nieustępliwość pozwoliły odrobić stratę, zgadzam się ze słowami trenera - potwierdził słowa Stefańskiego Moten, który z ławki rzucił 14 punktów i miał 10 zbiórek. - Już druga kwarta była zdecydowanie lepsza od pierwszej. Udało się wygrać, mieliśmy trochę szczęścia, jak wiadomo szczęście sprzyja lepszym. Szczęście nam uciekało w pierwszej części sezonu, gdy takie mecze jak ten przegrywaliśmy. Wyciągamy wnioski i szczęście do nas przychodzi - z przekąsem dodał trener Stefański, zadowolony ze swojego go bon motu. Dramatyczny mecz w lidze koszykarzy. Trefl Sopot lepszy od PGE Spójni Stargard - Zanotowaliśmy bardzo słaby początek, nigdy taką piątką jak dziś nie zaczynaliśmy meczu. Mamy swoje problemy - mówił szkoleniowiec Żółto-Czarnych, nawiązując do chorób Michała Kolendy i Yannicka Franke, które wykluczyły ich ze spotkania z PGE Spójnią Stargard. - Jest mi bardzo ciężko powiedzieć kiedy wrócą Michał Kolenda i Yannick Franke. Być może jutro będę miał więcej informacji. Chcę, by wrócili jak najprędzej - dodał Stefański. - DeAndre Davis szybko złapał trzy faule, z konieczności grał mniej, ale w końcówce miał dwa kluczowe przechwyty. To pokazuje, że każdy z zawodników może coś dać drużynie. Nie każdy zagrał dziś swoje najlepsze zawody, co widać po statystykach, ale najważniejszy jest zwycięstwo drużyny - podkreślił popularny "Stefan". Najskuteczniejszym graczem Trefla był w meczu z PGE Spójnią, był zdobywca 22 punktów, amerykański rozgrywający, Darrin Dorsey, który przyszedł do Sopotu w trakcie sezonu. Nie brakowało głosów krytycznych w kontekście przyjścia zawodnika aż 35-letniego. - Od momentu przyjścia Darrina Dorseya wygraliśmy więcej spotkań niż przegraliśmy - to mówi za siebie. Po kontuzji Mateusza Szlachetki graliśmy z jednym nominalnym rozgrywającym, Brandonem Youngiem przez kilka meczów. To nie pomagało zwłaszcza, gdy graliśmy na dwóch frontach. Teraz mamy dwie "jedynki", gdy jedna zagra słabiej, mamy drugą w odwodzie. Szukaliśmy zawodnika, który dysponuje zarówno dobrym rzutem z dystansu jak i doświadczeniem. Darrin Dorsey jest kimś takim. Ma 35 lat, ale w tym wieku niektórzy jak widać całkiem nieźle grają. Zobaczymy jak z jego regeneracją, dziś zagrał 33 minuty, czy będzie gotowy na Oradeę (mecz w FIBA Europe Cup w środę) i potem na mecz w Radomiu w niedzielę. Te mecze są ważne, zresztą wszystkie które mamy do rozegrania takie są - zaznaczył trener Stefański. Żółto-Czarni zaskoczyli nietypowym ustawieniem wyjściowej piątki. Z konieczności po raz pierwszy w karierze w podstawowym składzie zagrał Daniel Ziółkowski. - Półtorej godziny przed meczem dostał informację, że zacznie od początku. To dla niego nowość. Nie chciałem wszystkich szabel rzucać od początku, na drugą połowę wyszliśmy składem teoretycznie najmocniejszym z Youngiem, Dorseyem, Gruszeckim, Motenem i Sharmą. Początek nam nie wyszedł, to nie wina Daniela który bardzo się starał, jako zespół słabo weszliśmy w ten mecz. Ziółkowski będzie dostawał szanse i jak będzie je wykorzystywał będzie grał coraz więcej - wyjaśnił szkoleniowiec Trefla. Energa Basket Liga. Trefl Sopot - PGE Spójnia Stargard 72:71 Po przegranych derbach z Asseco Arką Gdynia trener Marcin Stefański dostał ultimatum, że jeśli nie wygra dwóch kolejnych meczów (z Legią Warszawa i Twardymi Piernikami Toruń) rozstanie się ze stanowiskiem trenera Żółto-Czarnych. Było to bardziej enigmatycznie sformułowane, była mowa "o zmianach", ale Sopot to nie jest dużo miasto i takie wieści szybko się rozchodzą. Od tego momentu, Trefl wygrał cztery razy z rzędu w lidze i dodatkowo w FIBA Europe Cup, na wyjeździe z teoretycznie mocniejszą Benfiką Lizbona. - Było ultimatum, wszyscy o tym wiedzieli. Co mnie cieszy, to że w meczach z Legia i Toruniem, po raz pierwszy od września i spotkania z Iraklisem zagraliśmy pełnym składem. Chłopaków nie tylko mobilizowało to, żebym ja dalej był trenerem. Darrin Dorsey potrzebował czasu, by odpowiednio wejść w zespół. Wszyscy chcą wyników, wszyscy chcą wygrywać, ja tak samo. Myślę, że od kiedy jesteśmy w pełnym składzie mamy pewność siebie i "flow" na zupełnie innym, wyższym poziomie. Ten sezon ma różne fazy, ale myślę że są też sukcesy. Top 16 w FIBA Europe Cup, myślę że jest to fajna sprawa. Wyeliminowaliśmy Hapoel Eilat, od którego finansowo dzieli nad duża przepaść. Mamy realne szanse na awans do top 8. Wygraliśmy kilka meczów z rzędu w lidze, można dyskutować ze stylem, ja też chciałbym wygrywać 30 punktami, żeby moja drużyna trafiała 15 razy za trzy i były efektowne wsady. Wygraną ze Spójnią Stargard osiągnęliśmy inaczej, było wsparcie kibiców, za co im dziękuję. Nikt nie wyszedł po pierwszej kwarcie, ten kto został był potem miło zaskoczony i z uśmiechem wracał do domu - podsumował trener Trefla Sopot, Marcin Stefański. Po dramatycznej wygranej z PGE Spójnią Stargard, Trefl Sopot awansował aż na czwarte miejsce Energa Basket Ligi. Za wcześnie jeszcze na otwieranie szampanów związanych z awansem do play-off, tabela jest bardzo spłaszczona i wystarczy jeden mecz, by wypaść z decydującej rozgrywki. Maciej Słomiński