Legia Warszawa objęła prowadzenie 1-0 w ćwierćfinale rywalizacji z Kingiem Szczecin. W pierwszym spotkaniu wygrała na własnym parkiecie po dogrywce 99-91. W regulaminowym czasie gry był remis 85-85. Zespół ze Szczecina, który jeszcze kilka dni temu zmagał się z koronawirusem, postawił "Wojskowym" trudne warunki. W 28. minucie goście prowadzili już 66-57, ale Legia nie po raz pierwszy w tym sezonie udowodniła, że to zespół z charakterem i na własnym parkiecie zazwyczaj nie przegrywa. W obecnym sezonie to było już czternaste zwycięstwo, w szesnastu meczach drużyny ze stolicy w hali na Bemowie. - Gratuluję swoim zawodnikom. To był bardzo ciężki mecz. Było dużo "powrotów", dużo różnych serii obydwu drużyn. King po wszystkich swoich kłopotach był świetnie przygotowany. Zagrali bardzo dobre zawody. W pierwszej połowie trochę nas uśpili, grali wolno, ale na drugą część spotkania wyszli bardzo agresywnie nastawieni. Prawie udało się nas pokonać, ale to my prowadzimy 1-0. Play-offy to jest jednak długa seria. Ten mecz pokazał, jak ciężka będzie to rywalizacja. King jest bardzo mocnym rywalem, ale my wierzymy w siebie i będziemy walczyć do końca - powiedział na konferencji prasowej trener Legii Wojciech Kamiński. Szkoleniowiec "Wojskowych" przyznał, że nie był zaskoczony tym, że rywal zagrał w Warszawie w pełnym składzie i że tak dobrze wytrzymał mecz pod względem fizycznym. Jeszcze kilka dni temu, w niedzielę, w ostatnim spotkaniu fazy zasadniczej, King przyjechał do stolicy na mecz z Legią w składzie złożonym wyłącznie z juniorów. - Na bieżąco staraliśmy się dowiadywać, w jakim składzie King trenuje, ilu zawodników uczestniczy w zajęciach. Mieliśmy informacje, że od pewnego czasu większość zawodników tego zespołu trenowała. To całe zamieszanie było takie typowo play-offowe, żeby nas trochę uśpić i wmówić nam, że oni będą trochę słabsi. Nie, King nie będzie słabszy, będą tylko mocniejsi. Spodziewaliśmy się trudnych zawodów, bo trzeba się spodziewać niespodziewanego - dodał szkoleniowiec Legii. W zwycięstwie Legii ważną rolę odegrał Grzegorz Kulka. W decydujących fragmentach potrafił zachować zimną krew, wykorzystując chociażby bezbłędnie rzuty osobiste. - Ten mecz miał kilku bohaterów, natomiast bez Grzegorza bardzo ciężko byłoby nam doprowadzić do dogrywki. Jego walka o zbiórkę w ataku plus celne rzuty osobiste były niezwykle ważne. Także jednak kilku innych zawodników zrobiło swoje. To nie jest tak, że w koszykówce jeden zawodnik wygrywa mecze. Grzegorz gra świetny sezon, ale wygrywa zespół - przekonywał Wojciech Kamiński. "Na razie problem nas nie dotyczy" Rywalizacja w ćwierćfinałach toczyć się będzie do trzech zwycięstw. Wygrany awansuje do półfinałów, które, podobnie jak finał, rozegrane zostaną w "bańce" w Ostrowie Wielkopolskim. Los sprawił, że w przypadku awansu do najlepszej czwórki rozgrywek rywalem Legii może być Stal Ostrów, czyli gospodarz finałowego turnieju. Ostrowianie w fazie zasadniczej zajęli trzecie miejsce, obecnie rywalizują w ćwierćfinale ze Startem Lublin, Legia była druga. Tym samym, zespół ze stolicy, który w normalnej rywalizacji miałby przewagę parkietu, w ewentualnie decydującym o awansie do finału piątym spotkaniu, straci atut. - Tym tematem będę się zajmował, kiedy awansujemy do półfinału. Może wtedy na ten temat się wypowiem, na razie nie chcę sobie zaprzątać tym głowy. To problem, który na dziś nas nie dotyczy. Nie znam wszystkich danych, dlaczego liga podjęła taką decyzję, ale myślę, że są jakieś realne przesłanki, żeby właśnie w Ostrowie Wielkopolskim ta "bańka" się odbyła. Nie wiem, czy stracimy przewagę jeśli awansujemy do półfinału, bo może się w nim przecież znaleźć Start Lublin zamiast Stali. Nie jestem od oceniania takich decyzji. Nie ma co dywagować - odpowiedział na nasze pytanie podczas konferencji prasowej trener Legii. Drugi mecz Legia-King już jutro, ponownie w hali na Bemowie. Transmisja w Polsat Sport News o 20.25. Po dwóch pojedynkach rywalizacja przeniesie się do Szczecina. Ewentualne piąte spotkanie odbędzie się ponownie w Warszawie. Zbigniew Czyż