W niedzielę debiutant z Kutna prowadził wyrównany pojedynek z broniącym tytułu PGE Turów Zgorzelec, przegrywając ostatecznie 70:83. - Przede wszystkim zmusiliśmy drużynę mistrza Polski do grania podstawowymi zawodnikami przez większość meczu. To już jest dla nas sukces. Jednak w kluczowych momentach, gdy dochodziliśmy rywali na trzy, cztery punkty, popełnialiśmy straty, z których Turów wyprowadzał kontry i łatwo punktował. Zamiast dopaść rywali, natychmiast byliśmy karani. Przegraliśmy mecz atakiem, a nie obroną. Zabrakło spokoju w kluczowych momentach - podsumował szkoleniowiec. Po 18 kolejkach Polfarmex zajmuje 10. miejsce w tabeli, z dwoma punktami straty do strefy dającej prawo gry w play off. Jest najwyżej sklasyfikowany spośród pięciu beniaminków Tauron Basket Ligi. - Dlatego, że wykorzystaliśmy wszystko, co było do wykorzystania. Wygraliśmy mecze, które powinniśmy, oprócz jednego w Starogardzie Gdańskim, gdzie ponieśliśmy porażkę trochę na własne życzenie. Do tego dodaliśmy wygrane u siebie z drużynami z wyższej półki - Asseco i Rosą. Teraz czekają nas dwa kluczowe spotkania - w piątek w Lublinie, potem u siebie z Dąbrową Górniczą. Jeśli wygramy, będziemy bardzo szczęśliwi. Znaleźlibyśmy się wówczas w dobrej sytuacji, by powalczyć o fazę play off - przyznał. 48-letni Krysiewicz pracuje w Kutnie czwarty rok. Wcześniej był głównym szkoleniowcem koszykarek Tęczy Leszno w ekstraklasie, która jednak została wycofana z rozgrywek z powodów finansowych. - Pracowałem tam cztery lata, drużyna grała w play off, raz o mały włos nie zdobyliśmy medalu. Bardzo mile to wspominam. Zawsze jednak myślałem o pracy w ekstraklasie mężczyzn. Dostałem propozycję z Kutna, gdy drużyna była beniaminkiem pierwszej ligi. W ciągu trzech lat udało się awansować do ekstraklasy. Jak na razie moja kariera, jeśli mogę tak to ująć, rozwija się książkowo. - Zaczynałem jako trener w lidze amatorskiej we Wrocławiu, potem była druga liga w Rawii Rawicz i Doralu Kłodzko, następnie ekstraklasa żeńska, pierwsza liga męska, teraz Tauron Basket Liga. Napiłem się wody z różnych źródełek, mogłem wszystko obejrzeć z różnych stron i to mi pomaga - podkreślił. Po trenerze Rosy Radom (piąte miejsce w TBL) Wojciechu Kamińskim, Krysiewicz jest drugi w hierarchii polskich szkoleniowców prowadzących obecnie kluby męskiej ekstraklasy. Jako zawodnik został zapamiętany szczególnie z występów w Śląsku Wrocław, którego jest wychowankiem. -Zdobyłem z tym zespołem pięć złotych medali mistrzostw Polski. Potem grałem w Agrofarze Kraśnik, który - niestety - został rozwiązany przed zakończeniem sezonu. Następnie był Anwil Włocławek, Noteć Inowrocław i pod koniec ekstraklasowej kariery krótki, dwumiesięczny fragment ponownie we Wrocławiu - przypomniał. W reprezentacji Polski, prowadzonej wówczas przez Arkadiusza Konieckiego, rozegrał cztery oficjalne mecze, zdobywając siedem punktów. Doświadczenie przydatne w obecnej pracy czerpał nie tylko z kariery zawodniczej. - Pięć lat temu byłem m.in. w Stanach Zjednoczonych na krótkim stażu w lidze koszykarek WNBA. Przez tydzień w Waszyngtonie miałem okazję oglądać mecze drużyny Mystics, uczestniczyć w jej treningach i sparingach. W Polsce brałem udział w kursach doszkalających, mam kontakty z trenerami z zagranicy. Uczę się cały czas. To dla mnie pierwszy sezon w ekstraklasie i każdy mecz jest nauką. Cieszymy się, że jesteśmy najlepsi wśród beniaminków, ale zależy nam, żeby coś w tej lidze pokazać, trochę w niej namieszać - powiedział Krysiewicz.