W klipie promującym obecny sezon, za który koszykarska Legia otrzymała w październiku główną nagrodę w międzynarodowym konkursie Sportel Awards, świetnie wypadł pan w roli dyrygenta zespołu. Pod pana batutą zawodnicy bez problemu trafiają do kosza. W rozgrywkach wychodzi to o wiele gorzej. Legia jest na dole w tabeli ekstraklasy, walczy o utrzymanie...Tane Spasev: To był tylko film reklamowy. Nasz dział marketingu, w którym nie brak pracowitych chłopaków, zrobił dobrą robotę.Czy pan, już nie dyrygent w reklamówce, ale trener, jest zadowolony z tego, jak zespół realizuje wyznaczone zadania, realizuje plan gry?- Nie, nie gramy tak, jak zakładałem. Nie jesteśmy na tym poziomie, na jakim powinniśmy być. Nie mówię tego przeciwko zawodnikom. Odnoszę to do tego, co koszykarze powinni w naszej sytuacji grać. Może to moja wina, że ich w taką sytuację wprowadziłem. Chodzi o to, żeby drużyna miała liderów, a zawodnicy "czytali" obronę i ciężko pracowali. Okazało się, że nie mieliśmy graczy, którzy potrafiliby sobie z tym poradzić, rozgrywając dwa mecze w tygodniu. Bo doszły nam występy w europejskich pucharach, pierwsze od blisko 50 lat. Za dużo mieliśmy młodych, niedoświadczonych graczy, a przede wszystkim za dużo kontuzji, które spowodowały problemy w rotacji i zmęczenie tych, którzy nie byli kontuzjowani. Ponieśliśmy także konsekwencje trenowania w sześciu różnych halach. To wszystko odbija się na wyniku.Czy błąd nie leżał już w zarodku - w złym zestawieniu kadry zespołu? Pan wybierał zawodników, a potem niejako przyznawał się do błędu, bo klub wymieniał kolejnych pierwszopiątkowych graczy.- Tak, ale nie w każdym przypadku. W koszykówce jest tak, że gdy zmieniasz podstawowego gracza, to musisz zmienić jeszcze kolejnego, który nie pasuje do nowo pozyskanego. Na przykład gdy przyszedł do nas Michał Michalak, potrzebowaliśmy innej "jedynki". Dlatego dobraliśmy Kahlila Dukesa. To kwestia tego, że w danym momencie potrzebujesz innego typu zawodnika. Moim zdaniem, tylko jeden albo dwaj koszykarze byli źle wybrani. Kolejni pożegnali się dlatego, że mieliśmy inne potrzeby w rotacji. Postawiliśmy przy tym na Polaków jako głównych graczy - jak Michalak, Filip Matczak, Sebastian Kowalczyk. I tak będziemy robić w każdym sezonie. Legia chce promować fajną koszykówkę i Warszawę. W każdym sezonie mieliśmy rodzimego zawodnika, który podnosił swój poziom, pokazywał się na krajowej arenie. W pierwszym był to Michał Kołodziej, w drugim Jakub Karolak, teraz Przemysław Kuźkow. Michalak przyszedł do nas już jako koszykarz z nazwiskiem, ale u nas rozgrywa najlepszy sezon w karierze.Można też mieć taki zarzut, że styl gry Legii jest ospały, za wolny, łatwy do rozpracowania dla rywali. Mało w nim kontrataków, za dużo bezproduktywnego klepania piłki.- W poprzednim sezonie też tak graliśmy, ale mieliśmy lepszą obronę. W ostatnich pięciu przegranych meczach traciliśmy: 95, 98, 104, 105 i 96 punktów. Średnio oddawaliśmy rywalom 99,6 pkt. To zdecydowanie za dużo. Naszym problemem jest defensywa. W meczach z Toruniem i Lublinem zatrzymaliśmy przeciwników na 85 i 79 punktach i dało to zwycięstwa.Jak chce pan poprawić grę w defensywie?- Staramy się zmienić głównie obronę strefową. Rok temu mieliśmy w zespole Mo Soluade, Rusłana Patiejewa, czyli zawodników o fizyczności euroligowej. Teraz jest kilku graczy, dla których już występ w PLK jest szokiem - Kuźkowa, Jakuba Nizioła, innych. Inwestujemy w nich jednak i mam nadzieję, że będzie to dobre i dla nas, i dla polskiej koszykówki. Potrzebują jednak ogrania, doświadczenia. Trzeba im dać czas.Plaga kontuzji z pewnością nie pomogła panu w prowadzeniu zespołu, ale także główny rozgrywający Sebastian Kowalczyk, którego urazy też dopadły w pewnym momencie, w tym sezonie spisuje się słabiej...- To jest kwestia dwóch spotkań w tygodniu, jakie rozgrywaliśmy uczestnicząc w rywalizacji europejskiej. Sebastian to mądry chłopak, ale potrzebuje czasu na przygotowanie do meczu. Wcześnie złapał kontuzje, które wybiły go z rytmu. Ale on jest naszym kapitanem, pomaga w budowaniu atmosfery w drużynie. Stara się i dochodzi do siebie. Przeciwko Anwilowi zagrał już lepiej. Mam nadzieję, że jego powrót do pełnej dyspozycji będzie szybki.Wracacie wreszcie do hali na Bemowie, do swojego "matecznika", gdzie w zeszłym sezonie objawiła się Legia - uczestnik play off, jaką kibice stale chcieliby oglądać. Czego pan oczekuje po drużynie w nowych, korzystniejszych warunkach?- Te hale, w których graliśmy, tj. Koło, Ursynów czy Torwar, zresztą bardzo fajny obiekt, nie były problemem jako miejsce do gry. Problemem było to, że nie trenowaliśmy tam, gdzie odbywały się mecze. Na Kole były takie przypadki, że odbywaliśmy tylko jeden trening w przededniu spotkania. Podobnie na Ursynowie czy na Torwarze. Trenowaliśmy też w Starych Babicach czy na AWF. Bemowo jest naszą halą, bo tutaj od początku stycznia mamy jeden albo dwa treningi dziennie. Ostatnio nie mieliśmy nigdzie sposobności trenować dwa razy dziennie, tutaj już możemy.W środę czeka was na Bemowie mecz z liderem Stelmetem Eneą BC Zielona Góra, który wygrał w lidze 14 meczów z rzędu. Każda seria kiedyś się kończy. Może za sprawą Legii...- Musimy myśleć realistycznie. To jest mocny, poukładany zespół, dobrze radzący sobie także w silnej lidze VTB. Będzie to dla nas bardzo, bardzo ciężki mecz. Rywale grają szybko w ofensywie, konsekwentnie i agresywnie w obronie. Taki styl nie bardzo nam pasuje. Rozmawiał: Marek Cegliński