Podopieczni Igora Milicicia zagrają swój mecz ligowy w lany poniedziałek. Długiego siedzenia za stołami więc nie będzie. Święta obchodzą jednak nie tylko Polacy grający we Włocławku, ale również część zagranicznego zaciągu. "Dla mnie i mojej rodziny Wielkanoc zawsze kojarzyła się ze spotkaniem całej familii. Oczywiście gdy byłem młodszy, bo rozpoczęcie profesjonalnej kariery sprawiło, że ten okres, jak również świąt Bożego Narodzenia, nie ma często już tak wyjątkowego charakteru" - powiedział Washington, który prowadzi grę lidera rozgrywek. W tym roku rodzina sprawiła mu niespodziankę. "Jestem bardzo szczęśliwy, bo do Włocławka przyjechali moi rodzice, dziadek, siostra i siostrzenica. To wspaniała sprawa" - dodał. Jego rodak Haws nieodłącznie kojarzy Wielkanoc z tradycją chowania przez rodziców jajek w ogrodzie. Szukał ich, jako młody chłopak, razem z rodzeństwem. "Święta w naszym domu zawsze miały bardzo religijny charakter. Jesteśmy wierzący i dla nas Wielkanoc to przede wszystkim czas wielkiej radości. Jezus Chrystus zmartwychwstaje, więc cieszmy się i dzielimy się tym szczęściem z innymi. Bardzo ważna jest dla nas niedziela, gdy zasiadamy do uroczystego śniadania. W tym roku zjem je we Włocławku - z żoną Summer" - podkreślił 26-latek. Pytany o znaną w Polsce tradycję oblewania wodą w Poniedziałek Wielkanocny odpowiedział, że nie zna tego zwyczaju, ale na pewno się mu przyjrzy. Będzie też uważał, żeby koledzy z drużyny nie przygotowali mu takiego psikusa. O rosyjskim sposobie przeżywania świąt opowiedział kapitan drużyny Fiodor Dmitriew. "Dla nas to okres ściśle związany z obecnością w kościele. W Polsce wiele osób idzie do świątyni w niedzielę wielkanocną, a my - Rosjanie - chodzimy przez cały tydzień od Niedzieli Palmowej, która u nas nazywana jest Wierzbową, bo zamiast palemek mamy gałązki wierzby. Z żoną zawsze staramy się również przez czterdzieści dni pościć. Trudniej jest dzieciom. Od najbliższej niedzieli znów będziemy mogli jeść mięso, ryby i jaja. Na naszym stole zagości również wielkanocna babka" - zaznaczył doświadczony zawodnik. Nowicjusz w drużynie Anwilu - Mateusz Bartosz - zostanie w Wielkanoc sam. Z żoną uznali, że nie ma sensu, żeby ich małe dzieci czekały na niego cały dzień w domu, aż wróci z weekendowych treningów, stąd jego najbliżsi udają się na Podlasie. "Mam nadzieję, że będę mógł dojechać do domu teściów chociaż na jeden dzień po poniedziałkowym meczu. Pierwszy raz w karierze harmonogram gier się tak ułożył, że nie jestem w stanie spędzić Wielkanocy u swoich rodziców bądź z rodziną żony" - mówił zawodnik, który jeszcze przed kilkoma miesiącami reprezentował barwy Polfarmexu Kutno. Gorzowianin Wielkanoc kojarzy z domem dziadków nad jeziorem. "Tam zawsze spędzaliśmy te święta. Kiedyś dziadek został przez nas tak zlany wodą z pistoletu przez dziurkę od klucza, że więcej nie chciał się w to bawić. Chociaż to bardzo rozrywkowy człowiek. Postawiony przez niego domek na zawsze będzie mi się kojarzył z tymi świętami i pierwszymi powiewami wiosennego - ciepłego wiatru. - Moją ulubioną potrawą są chyba jaja po rosyjsku przygotowywane przez mamę. Są one faszerowane łososiem w sosie śmietanowym z dodatkiem kawioru. Bardzo smakuje mi również koktajl krewetkowy. Przez lata razem z siostrą mieliśmy obowiązek pójść do kościoła na święcenie potraw. To był nasz wkład w przygotowania świąt" - wspomniał Bartosz. W poniedziałek włocławianie zmierzą się na własnym parkiecie z Rosą Radom.