Drugi mecz finału był jeszcze ciekawszy i bardziej zacięty niż pierwszy. Walka o każdą piłkę, metr parkietu, częste zmiany prowadzenia i niesamowicie wyrównana końcówka spotkania, w której o wyniku zadecydowała... zbyt śliska piłka zgubiona przez skrzydłowego Stelmetu Aarona Cela. Wpływ na sukces gospodarzy miała przewaga pod koszami (40:35), mniejsza liczba strat (12 przy 15 zielonogórzan) oraz forma rezerwowych. Ci ostatni zdobyli 22 pkt, podczas gdy przyjezdni wychodzący z ławki tylko 10. Liderem PGE był Amerykanin Mardy Collins, który uzyskał 20 pkt, miał siedem zbiórek, trzy asysty. Najlepszym w Stelmecie był Przemysław Zamojski - 22 pkt, miał cztery zbiórki i trzy asysty. Na początku meczu goście zaskoczyli gospodarzy dobrą obroną i kontratakami. Stelmet w połowie pierwszej kwarty prowadził 12:5 i systematycznie powiększał przewagę. PGE nie pomagały zmiany w składzie przeprowadzane przez serbskiego szkoleniowca Miodraga Rajkovica. Zgorzelczanie nie trafiali nie tylko ze względu na defensywę rywali, ale także z czystych pozycji. Pod koszem Adam Hrycnaiuk ogrywał Ukraińca Kyryło Natiażkę i reprezentanta kraju Damiana Kuliga. W 7. minucie Stelmet uzyskał najwyższą przewagę 23:9. Wystarczyła jednak nieco lepsza defensywa gospodarzy i seria rzutów zza linii 6,75 m, by na sześć sekund przed końcem kwarty z wysokiej przewagi zielonogórzan pozostały tylko trzy punkty 23:20. Druga i trzecia kwarta toczyły się pod dyktandu obrońcy tytułu, a PGE uzyskał w nich bardziej wyraźną przewagę. W drugiej części za sprawą dobrej gry Collinsa prowadził 39:30, w trzeciej po akcjach Kuliga i Nemanji Jaramaza z dystansu oraz wsadzie piłki do kosza jak w NBA byłego gracza tej ligi Chrisa Wrigta PGE Turów wygrywał 58:45 i była to największa przewaga zespołu trenera Rajkovicia. Po 30 minutach było 60:52 dla obrońcy tytułu. Zielonogórzanie w ciągu trzech pierwszych minut czwartej kwarty zniwelowali przewagę rywali, w czym największe zasługi mieli Przemysław Zamojski i amerykański rozgrywający Russell Robinson. W 34. minucie był remis 63:63. Od tego momentu wynik zmieniał się niemalże po każdej akcji. Decydujące były ostatnie sekundy. Gospodarze prowadzili 74:73, ale popełnili błąd 24 sekund w rozegraniu ataku. Zegar wskazywał 18 sekund do końca, trener przyjezdnych Słoweniec Saso Filipovski wykorzystał już wcześniej przysługujące czasy i nie mógł w kluczowym momencie spotkania przekazać zawodnikom uwag, jak mają rozegrać ostatnią akcję. Zielonogórzanie rozegrali ją dobrze, ale wyprowadzonemu na czystą pozycję Aaronowi Celowi piłka wypadła z rąk przy próbie rzutu zza linii 6,75 m. Faulowany taktycznie Michał Chyliński z PGE wykorzystał jeden rzut wolny na cztery i pół sekundy przed końcem przypieczętowując sukces obrońcy tytułu. Dwa kolejne mecze w Zielonej Górze we wtorek i czwartek zapowiadają spore emocje. Drugi mecz finałowy ekstraklasy koszykarzy: PGE Turów Zgorzelec - Stelmet Zielona Góra 75:73 (20:23, 24:16, 16:13, 15:21) Stan rywalizacji play off (do czterech zwycięstw): 2-0 dla PGE Turowa. Kolejny mecz 2 czerwca w Zielonej Górze. PGE Turów Zgorzelec: Mardy Collins 20, Chris Wright 13, Michał Chyliński 11, Damian Kulig 10, Filip Dylewicz 9, Nemanja Jaramaz 5, Vlad-Sorin Moldoveanu 5, Tony Taylor 2, Aleksander Czyż 0, Kyryło Natiażko 0. Stelmet Zielona Góra: Przemysław Zamojski 22, Łukasz Koszarek 12, Adam Hrycaniuk 9, Russell Robinson 8, Aaron Cel 8, Quinton Hosley 6, Jure Lalic 5, Kamil Chanas 3, Chevon Troutman 0. Po meczu powiedzieli: Miodrag Rajković (trener PGE Turów): "Znów dobry mecz. Obydwie drużyny miały swoje szanse na wygraną, ale na koniec szczęście było po naszej stronie. Pokazaliśmy lepszą obronę w końcówce. Jestem szczęśliwy, że obroniliśmy swój parkiet. Teraz jedziemy do Zielonej Góry, a tam tak naprawdę stan wynosi 0-0 bo nikt nie odpuści. Teraz najważniejsze dla mnie, aby odświeżyć zawodników". Michał Chyliński (zawodnik PGE): "Bardzo emocjonujące spotkanie. Musimy nauczyć się utrzymywać przewagę z trzech kwart. Cieszy to zwycięstwo, jest 2-0, ale najważniejsze mecze jeszcze przed nami. Postaramy się przełamać tę serię w Zielonej Górze. Nie będzie to łatwe, bo Stelmet nie przegrał w tym sezonie przed własną publicznością. Saso Filipovski (trener Stelmetu): "Gratulacje dla Turowa. Zaczęliśmy dobrze, mieliśmy 10 punktów przewagi. Za szybko ją roztrwoniliśmy. Nasza ławka słabo reagowała, zmiennicy zdobyli za mało punktów. W drugiej połowie zagraliśmy lepiej w obronie. Mieliśmy kilka możliwości, aby wygrać ten mecz. Zabrakło szczęścia. Turów wygrał zasłużenie. Przegrywamy 0-2, ale dalej będziemy walczyć. Wracamy do Zielonej Góry i tam zrobimy wszystko, żeby odwrócić losy tej rywalizacji". Przemysław Zamojski (zawodnik Stelmetu): "Początek całkiem niezły. Potem straciliśmy swój rytm, daliśmy się przegonić. W drugiej połowie było lepiej w obronie, ale zabrakło nam jednej-dwóch akcji, żeby przesądzić ten mecz. Wracamy do Zielonej Góry i przed własnymi kibicami powalczymy do upadłego".