Beniaminek, który w ostatnich dwóch spotkaniach przegrał minimalnie w końcówkach (w Lublinie ze Startem 63:68 i u siebie z Asseco Gdynia 79:80), tym razem cieszył się z sukcesu dzięki dobrej postawie w końcówce. Drugą połowę gospodarze wygrali 43:27, w tym trzecią, decydującą kwartę 19:6. "Trochę tremy było, szczególnie w pierwszej kwarcie i ze względu na ostatnie porażki oraz mecz telewizyjny. Ostatnie treningi były dla nas męczarnią, każdy miał w głowie to, że wypuściliśmy z rąk dwie wygrane. Zwycięstwo nad takim rywalem to frajda i nagroda dla zawodników, trenerów za ciężką pracę, ale także dla klubu i miasta. Na pewno wzmocniło nas psychicznie" - ocenił szkoleniowiec. Liderem Miasta Szkła był Szwed Chris Czerapowicz, który uzyskał 24 pkt (m.in. trafił 7 z 11 rzutów za dwa punkty) i miał osiem zbiórek. Koszykarze z Krosna w drugiej połowie zagrali zespołowo - wygrali w całym spotkaniu walkę pod tablicami 31:27, mieli o cztery asysty więcej od rywali (18:14) i dobrą skuteczność rzutów za trzy punkty (48 procent - 13 z 27, przy 30 proc. włocławian). "Żeby pokonać tak dobrą drużynę jak Anwil trzeba zagrać na 100 procent i zrealizować wszystkie założenia taktyczne. No, może na tyle nie zagraliśmy, biorąc pod uwagę przebieg całego meczu, ale w 70 procentach było dobrze. Zdecydowała trzecia, doskonała kwarta, a w końcówce przeważyło "serce". To co się stało, podbudowało nas mentalnie" - dodał trener beniaminka. Zawodnicy Anwilu nie kryli rozczarowania po porażce. Wygrana dałaby im bowiem drugie miejsce w tabeli PLK, a tak pozostali na trzeciej pozycji. Miasto Szkła jest piąte. "Przestaliśmy grać w drugiej połowie to, co przynosiło efekty w pierwszej kwarcie. W drugiej części popełniliśmy horrendalnie dużo błędów. To jest niewybaczalne. Nie po to jechaliśmy do Krosna dziewięć godzin autokarem" - powiedział w telewizyjnym wywiadzie rozgrywający zespołu z Kujaw Kamil Łączyński, który zanotował w niedzielę cztery punkty, osiem asyst i pięć zbiórek.