Bezpośrednio po powrocie do ekstraklasy Legia zajęła 16. miejsce w rozgrywkach. W październiku, przed drugim sezonem na najwyższym szczeblu, mówił pan, że celem jest zagrać przede wszystkim dużo lepiej niż w zeszłym roku i bić się o play off. Jak pan ocenia zakończoną w niedzielę fazę zasadniczą rozgrywek? Jarosław Jankowski: - Jesteśmy bardzo zadowoleni, że udało nam się awansować do play off. Szczególnie, że byliśmy najmłodszą drużyną w Polskiej Lidze Koszykówki. To też jest powód do dumy. Ustabilizowaliśmy formę na tyle, aby awansować do drugiej fazy. Cieszy też postęp w porównaniu do poprzedniego sezonu. Można powiedzieć, że sportowy cel na ten rok osiągnęliśmy. Teraz walczymy oczywiście o zwycięstwo w rywalizacji pierwszej rundy z Arką. Sytuacja jest taka, że to rywal musi wygrać. My bardzo chcemy, ale nie musimy. Tutaj upatruję naszej małej przewagi "psychologicznej". Była szansa zajęcia wyższej lokaty przed play off, gdyby udało się wygrać w Starogardzie Gdańskim. - Gdybyśmy rzucili trzy punkty więcej w Szczecinie, nie przegrali w końcówce z Dąbrową Górniczą czy... Można gdybać, ale suma szczęść i nieszczęść musi być równa, więc jesteśmy zadowoleni z tego ósmego miejsca. Przy młodej drużynie i obecnym budżecie poczytuję to jako spory sukces klubu, trenera i zawodników. Gracie z najpoważniejszym kandydatem do mistrzostwa, rozstawionym z numerem 1. Arka ma w swoich szeregach MVP sezonu zasadniczego Jamesa Florence'a i innego kandydata do tego tytułu Josha Bostica, wielu doświadczonych koszykarzy, byłych i aktualnych reprezentantów Polski. Trener Przemysław Frasunkiewicz dysponuje wyrównanym składem. Legia to młoda drużyna, ale są w niej zawodnicy, na których trzeba zwracać uwagę, jak rozgrywający Sebastian Kowalczyk, który jest drugim najlepiej rzucającym wolne w lidze czy czwarty strzelec rozgrywek Omar Prewitt. Gdzie upatruje pan szans dla swojego zespołu na sprawienie niespodzianki? - Nasz obwód jest bardzo mocny, bo obok wspomnianych graczy są jeszcze Kuba Karolak, Michał Kołodziej, Mo Soluade, który też potrafi rzucić. Spodziewamy się, że któryś z tych zawodników, czy dwóch, może mieć bardzo dobry dzień, a dyspozycja dnia może w takim meczu decydować. Dlatego na tych pozycjach się nie boimy. Będziemy też mocno walczyć pod koszem, gdzie Arka dysponuje dużą siłą. Nasze dwa mecze z Arką w sezonie zasadniczym, mimo że przegrane, były bardzo wyrównane. Szczególnie w tym pierwszym w Gdyni byliśmy bardzo blisko sprawienia sensacji. Gdyby nie kuriozalna decyzja z Bosticiem i wyrzuceniem Rusłana Patiejewa zamiast na odwrót, wygralibyśmy tamten mecz. Najważniejsze, żeby wyjść na boisko z wiarą we własne umiejętności i przekonaniem, że można go wygrać. Pamiętajmy też, że mamy w składzie kilku zawodników, którzy grali w Trójmieście bądź stamtąd pochodzą, jak Kowalczyk, Kołodziej, Karolak, Mariusz Konopatzki. To smaczek, który może u tych chłopaków wyzwolić dodatkowe pokłady energii. Czy wystąpicie w pełnym składzie? Jaka jest sytuacja zdrowotna Prewitta po jego zderzeniu z rywalem w meczu z Polpharmą? - Prewitt najprawdopodobniej nie zagra w dwóch pierwszych meczach, a co będzie dalej - zobaczymy. Cały czas jest po obserwacją. Prawdopodobnie pojedzie z drużyną do Gdyni, ale bardziej, żeby z nią być niż żeby był gotowy do gry. Odpukać, nie powinno być źle, ale absolutnie nie chcemy ryzykować i narażać jego zdrowia, ono jest priorytetem. Dla Legii będzie to pierwszy występ w play off po 17 latach. Ostatnio w tej fazie rywalizowała właśnie z drużyną z Trójmiasta, ulegając, również z pozycji 8 w rozstawieniu, faworyzowanemu Prokomowi Treflowi Sopot dopiero 2-3. W składzie ówczesnych rywali i obecnych powtarza się nazwisko Filipa Dylewicza. Doświadczenie przemawia za Arką. - Oczywiście, że tak. Obecny skład Arki bardzo różni się od tego z poprzedniego sezonu. W tym względzie wykonali duży skok. Pamiętajmy jednak, że play off rządzą się swoimi prawami. Jak powiedziałem, wychodzimy do tej rywalizacji bez kompleksów. My nie musimy, my tylko chcemy sprawić niespodziankę. To faworyt musi wygrać te mecze. Więc jest pod dodatkową presją, a nie my. Rozmawiał: Marek Cegliński