W półfinale mistrzowie Polski okazali się lepsi 3-1 od Energi Czarnych. Pierwsze spotkanie koszykarze PGE Turowa przegrali co prawda we własnej hali 76:81, ale trzy kolejne rozstrzygnęli na swoją korzyść - 88:68 u siebie oraz 74:54 i 79:76 w Słupsku. "Inauguracyjne spotkanie tej serii, rozegrany po dziewięciodniowej przerwie, był jednym z naszych najsłabszych w tym sezonie. Z meczu na mecz łapaliśmy jednak swój rytm i awansowaliśmy do finału. Po łatwym zwycięstwie odniesionym w Słupsku we wtorek, źle weszliśmy jednak w czwartkowe spotkanie. Wydawało się nam, że ponownie łatwo uzyskamy wyraźną przewagę, tymczasem to gospodarze objęli wysokie prowadzenie. Na szczęście graliśmy konsekwentnie i udało nam się odrobić straty" - powiedział kapitan gości Filip Dylewicz. W 15. minucie po rzucie Tony'ego Taylora wygrywali oni 34:26, ale nie powtórzyła się historia z wtorku, kiedy właśnie druga kwarta przesądziła o sukcesie mistrzów Polski. Słupszczanie nie pozwolili rywalom na powiększenie tej różnicy i tuż przed przerwą, po "trójce" Kyle'a Shiloha sami wyszli na prowadzenie 38:37. Przez sześć minut i 20 sekund drugiej połowy koszykarze ze Zgorzelca nie zdołali trafić do kosza, natomiast gospodarze zdobyli 13 punktów z rzędu i po rzucie zza linii 6,75 m Jarosława Mokrosa zrobiło się 55:42 dla Energi Czarnych. Goście systematycznie zaczęli jednak odrabiać straty. W 35. minucie po trafieniu "za trzy" Dylewicza Turów objął wygrywał 63:62, a 57 sekund przed końcem po takim samym rzucie Mardy'ego Collinsa było 77:71 dla obrońców tytułu. Gospodarze zdołali zmniejszyć przewagę do jednego punktu, ale źle rozegrali ostatnią akcję i zeszli z boiska pokonani. Pomimo porażki kibice nagrodzili ich owacją na stojąco. "Rywale nie zaskoczyli mnie swoją postawą, bo spodziewałem się, że po wtorkowej wysokiej porażce zagrają z wielką energią i zaangażowaniem. Udało nam się jednak odnieść zwycięstwo, dzięki czemu w swoim trzecim sezonie w Polsce po raz trzeci moja drużyna zagra w finale. Wierzę, że z takim samym skutkiem jak przed rokiem. Cały czas mam jednak problemy ze zrozumieniem sędziowania w Polsce i nie wiem, jakie przyjąć wobec arbitrów kryteria. Nie tyle w każdym meczu, ale często też w przerwie spotkania zmienia się linia sędziowania. Bo jak wytłumaczyć fakt, że w pierwszej połowie wykonujemy 18-20 wolnych, a w drugiej tylko trzy?" - zauważył Rajković. Z kolei szkoleniowiec słupskiego zespołu Donaldas Kairys dumny był ze swoich koszykarzy, którzy po dwóch słabszych półfinałowych meczach zdołali "wrócić do gry" i zmusili zgorzelczan do wielkiego wysiłku. "Pokazaliśmy wielkie serce i waleczność. W drugiej i trzeciej kwarcie świetnie broniliśmy, ale nie byliśmy w stanie zatrzymać wszystkich koszykarzy gości. O sukcesie Turowa przesądziła bowiem głębia składu. Rywale dysponowali bardzo silną i długą ławką rezerwowych, bo w każdym meczu ich zmiennicy zdobywali około 40 punktów. Na tym głównie polegała ich przewaga. Można zgadywać, co by się stało, gdyby w półfinale mogli u nas zagrać Gruszecki i Śnieg. Na pewno miałbym większe pole manewru, ale nie ma pewności, czy los tej konfrontacji byłby inny" - ocenił litewski trener. W meczach o brązowy medal zawodnicy Energa Czarni, którzy wywalczyli trzecie miejsca w latach 2006 i 2011, zmierzą się z Rosą Radom (rywalizacja do dwóch zwycięstw - mecze 28 maja w Słupsku, 31 maja w Radomiu, ewentualnie 3 czerwca w Słupsku). "Zapewniam, że zrobimy wszystko, aby zająć miejsce na podium. Na pewno po wygraniu pierwszego meczu z Turowem nasze aspirację sięgały finału, ale ostatecznie nie byliśmy w stanie zatrzymać rywali, którzy dysponowali znacznie dłuższym składem i każdy zawodnik, który wszedł z ławki, coś wnosił do ich gry. My musieliśmy radzić sobie w siódemkę. Wiem, że zawsze można zagrać skuteczniej i zrobić coś lepiej, ale zapewniam, że walczyliśmy do końca i daliśmy z siebie wszystko" - podsumował Mokros. W finale spotkają się te same zespoły co w ostatnich dwóch sezonach. Turów i Stelmet rywalizować będą do czterech zwycięstw. Pierwsze dwa spotkania - 28 i 30 maja w Zgorzelcu, następnie 2 i 4 czerwca w Zielonej Górze oraz ewentualnie 7 w Zgorzelcu, 9 w Zielonej Górze oraz 11 czerwca ponownie w hali obrońców tytułu. W historii rozgrywek ligowych koszykarzy to trzeci przypadek, gdy w trzech kolejnych latach o tytuł rywalizują te same zespoły. Poprzednio seryjnie w finałach spotykały się Śląsk Wrocław z Anwilem Włocławek (1999-2001) oraz Prokom Trefl Sopot z Turowem (2007-2009). Czwarty mecz półfinałowy: Energa Czarni Słupsk - PGE Turów Zgorzelec 76:79 (20:26, 22:16, 16:9, 18:28) Stan rywalizacji play off (do trzech zwycięstw) 3-1 dla PGE Turowa, który w finale zmierzy się ze Stelmetem Zielona Góra. Słupszczanie zagrają o brązowy medal z Rosą Radom. Energa Czarni Słupsk: Kyle Shiloh 22, Jarosław Mokros 19, Drago Pasalic 14, Callistus Eziukwu 8, Michał Nowakowski 6, Kacper Borowski 6, Jerel Blassingame 1, Mantas Cesnauskis 0. PGE Turów Zgorzelec: Mardy Collins 14, Damian Kulig 14, Filip Dylewicz 14, Aleksander Czyż 9, Nemanja Jaramaz 8, Michał Chyliński 7, Kyryło Natiażko 6, Tony Taylor 5, Vlad-Sorin Moldoveanu 2.