W polskich klubach, a także z reprezentacją "Biało-czerwonych", pracowało wielu znanych słoweńskich szkoleniowców - Andrej Urlep, Saso Filipovski, Zmago Sagadin, Tomo Mahoric, Ales Pipan, Gasper Okorn. Właśnie za sprawą tego pierwszego Dedek trafił do Polski. - Byłem w sztabie szkoleniowym prowadzonej przez Urlepa reprezentacji Słowenii do lat 22 oraz seniorów w trakcie mistrzostw Europy w 1997 roku. W styczniu 2003 Andrej, którego asystentem był Igor Griszczuk, zaproponował mi funkcję drugiego trenera Anwilu. Argumentował, że jest jest to dobrze zorganizowany klub grający w europejskich pucharach. Decyzję podjąłem błyskawicznie i przyjechałem do Włocławka. Wywalczyliśmy wtedy jedyny w historii klubu tytuł mistrza Polski - przypomniał. Wtedy nic nie wskazywało na to, że Dedek na dłużej zwiąże się, i to nie tylko jako trener, z Polską. - Podpisałem wówczas kontrakt tylko do końca sezonu. Przyjechałem na pół roku, a zostałem prawie 12 lat. Za sprawą wspólnych znajomych poznałem pochodzącą z okolic Rzeszowa żonę. Jesteśmy ze sobą już osiem lat, mamy sześcioletnią córkę oraz o dwa lata młodszego syna - dodał. 43-letni szkoleniowiec nie zrobił wielkiej zawodniczej kariery. Jak sam zaznaczył, na przeszkodzie stanęły niezbyt imponujące warunki fizyczne oraz problemy z kolanami. Jednak bardzo szybko, bo już w wieku 18 lat, rozpoczął trenowanie dzieci w Jezicy - klubie z Bezigradu, dzielnicy stolicy Słowenii Lublany. Stosowne trenerskie wykształcenie aktualny trener Asseco zdobył jednak w drugiej kolejności. Najpierw ukończył bowiem elektronikę na uniwersytecie w Lublanie. - Jestem inżynierem, aczkolwiek tej wiedzy nie miałem okazji wykorzystać. Później skończyłem odpowiednik polskiego AWF i właśnie w tym zawodzie się realizuję. Kiedy miałem 24 lata prowadziłem męski zespół Jezicy w drugiej lidze, a dwa lata później IMOS Jezica w Eurolidze. Był to jednocześnie mój jedyny epizod pracy z kobietami. W swoim kraju byłem pierwszym trenerem i dopiero w Polsce zostałem asystentem. Nie traktowałem tego jako degradacji, a wręcz przeciwnie - jako awans - zapewnił. Słoweniec nie ukrywa, że najwięcej nauczył się od dwóch trenerów - Urlepa i Tomasa Pacesasa, z którym miał okazję współpracować w Asseco Gdynia. O ile jednak jego rodak i Litwin zaliczają się do wyjątkowo ekspresyjnych i często bardzo ostro reagujących szkoleniowców, o tyle Dedek wydaje się być na ich tle oazą spokoju. - Wydaje mi się, że wiele osób ma na ten temat inne zdanie. Nie ulega natomiast wątpliwości, że wiele zyskałem od Andreja i Tomasa. Według mnie to dwaj najlepsi szkoleniowcy, którzy pracowali w Polsce. Nie chcę ich jednak we wszystkim naśladować, bo nie chodzi o to, żeby być kopią innego trenera. Staram się wziąć od nich to, co najlepsze, ale wprowadzać też swoje przemyślenia i pomysły - wyjaśnił. Drużyny prowadzone ostatnio przez pochodzącego z Lublany szkoleniowca, czyli Start i Asseco Gdynia, nie dysponują okazałymi budżetami, ale charakteryzują się bardzo dobrym przygotowaniem fizycznym, walecznością i niezłą organizacją gry. - Podstawą jest przygotowanie motoryczne. Taką filozofię wyznawali Urlep oraz Pacesas, których drużyny zawsze świetnie się pod tym względem prezentowały. Ja również jestem zwolennikiem tej szkoły - przyznał. Trener Asseco ma o polskim baskecie pochlebne zdanie. Podkreśla nieźle zorganizowane kluby oraz spore grono utalentowanych zawodników, z których część ma okazję grać w gdyńskim klubie. - Szkolimy ich i próbujemy pomóc w rozwoju. Przy tym ja również rozwijam się jako trener. Wydaje mi się, że okres spędzony w Polsce to dobrze zainwestowany czas. Mam nadzieję, że będę miał okazję jak najdłużej tutaj pracować - podsumował David Dedek.