Ostrowianie po siedmiu kolejnych zwycięstwach awansowali ze środkowych rejonów tabeli na czwarte miejsce. Stal jednak od powrotu do ekstraklasy, czyli od 2015 roku nie wygrała jeszcze z Anwilem i nie inaczej było w kolejnym pojedynku obu ekip. Lider do Ostrowa przyjechał podrażniony niespodziewaną porażką u siebie z Asseco Gdynia (92:105) i z dwoma nowymi koszykarzami - Mario Ihringiem i Jakubem Wojciechowskim, którzy kilka dni temu rozwiązali kontrakty z włoskim Betaland Capo d'Orlando. Pierwszy z nich nie pojawił się na parkiecie. Z kolei Wojciechowski, który całą swoją dotychczasową karierę spędził we Włoszech, udanie zadebiutował w polskiej ekstraklasie. - Dlatego też dla mnie było to wyjątkowe spotkanie. Nie jest łatwo wejść do tak ukształtowanego zespołu, poznać wszystkie zagrywki. Słyszałem, że w hali w Ostrowie gra się ciężko i nie jest tu łatwo wygrać. Tym bardziej cieszę się ze zwycięstwa – mówił po spotkaniu Wojciechowski, który zdobył 12 punktów. Cały mecz toczył się przy niewielkiej przewadze Anwilu, choć pod koniec drugiej kwarty wynosiła ona już 11 "oczek". Gospodarze słabiej spisywali się w rzutach z dystansu, w ciągu 20 minut tylko raz trafili za trzy punkty – uczynił to Aaron Johnson w ostatniej minucie pierwszej części spotkania. Po zmianie stron podopieczni Emila Rajkovica byli już blisko remisu, po efektownej kontrze w wykonaniu Johnsona i Mateusza Kostrzewskiego było tylko 49:47 dla gości. Włocławianie mieli jednak w swoich szeregach niesamowitego Ivana Almeidę, który z łatwością i w trudnych momentach dziurawił kosz rywali. Do 29 punktów dodał siedem zbiórek i cztery asysty. Jeszcze na dwie minuty przed końcem nadkomplet publiczności w kameralnej ostrowskiej hali mógł mieć nadzieję na zwycięstwo. Koszykarze Stali wreszcie zaczęli punktować za linii 6,75 m; udane próby zanotowali Grzegorz Surmacz, Marc Carter, Michał Chyliński i dwukrotnie Nikola Markovic. Na niespełna dwie minuty przed końcem prowadzenie Anwilu zmalało do czterech punktów (78:74). Goście niezwykle agresywnie zagrali w defensywie, zmuszając ostrowian do oddawania rzutów z trudnych pozycji. W efekcie tylko Adamowi Łapecie udało się trafić spod kosza. Trener lidera Igor Milicic chwalił swój zespół za konsekwencję w grze. - Lubię takie mecze rozgrywane w fajnej atmosferze, przy gorącym dopingu. Konsekwentnie realizowaliśmy założenia taktyczne, nie oddawaliśmy niepotrzebnych rzutów za trzy punkty. Graliśmy cierpliwie, wypracowywaliśmy sobie otwarte pozycje rzutowe. Ostatnia porażka z Asseco to nie był może kubeł zimnej wody, ale pokazała, ze każdy zespół może wygrać z nami – mówił szkoleniowiec. Mniej powodów do satysfakcji miał opiekun gospodarzy Emil Rajkovic. - Mecz toczył się na dużej intensywności, o porażce zadecydowały niuanse – jakaś dobita piłka przez rywali, nietrafiony rzut z czystej pozycji. W pierwszej połowie mieliśmy właśnie kilka takich niewykorzystanych okazji – skomentował. Były koszykarz włocławskiej drużyny Michał Chyliński przyznał, że nie traktował tego pojedynku w jakiś wyjątkowy sposób. - To był po prostu fajny mecz z liderem. Jeden rzut w tę stronę lub w drugą mógł zadecydować o wyniku. Ja liczę, że jeszcze spotkamy się w play off i będziemy mieli okazję do rewanżu – podsumował zawodnik Stali.