Arka prowadziła 2-0 w serii, ale Anwil wykorzystał atut własnej hali i wygrał dwa kolejne spotkania. W finale jest już Polski Cukier Toruń, który w trzech meczach rozprawił się ze Stelmetem Eneą BC Zielona Góra. Zawodnik gdynian James Florence robił co mógł, żeby to jego drużyna zagrała w finale, ale nawet jego 38 punktów nie wystarczyło do przechylenia szali zwycięstwa na korzyść Arki. Niesieni dopingiem czterech tysięcy kibiców obrońcy tytułu byli w najważniejszych momentach pewniejsi, wybierali lepsze rozwiązania, grali bardziej przemyślanie. Florence chciał momentami wygrać spotkanie sam - czasami rzucając prawie z połowy boiska. To on jednak utrzymywał przez długi czas swój zespół w grze. Wyraźnie rozgoryczony szkoleniowiec gdynian zwracał uwagę na brutalne - jego zdaniem - zagrania zawodników Anwilu. - Nie wiem, co mam powiedzieć. Może dam jakiś wywiad, żeby cała Polska go wzięła? Wskakiwanie na plecy, wystawianie kolan. Nie jesteśmy w stanie wygrać, gdy dzieją się takie rzeczy. Rewelacja - ironizował były reprezentant Polski, a po chwili dodał: - Bez sensu. Dopytywany przez dziennikarzy, czy w tym ostatnim stwierdzeniu miał na myśli pracę sędziów, nie potwierdził takiego przypuszczenia, ale jego słowa brzmiały dość jednoznacznie. - Trener Igor Milicic przed tą serią mówił, że gramy fizycznie, itd. A co jest na boisku? To widać. Co robi Szymon Szewczyk, gdy wystawia kolana co mecz? Nie będę tego wyliczał, bo to nie ma sensu - podkreślił Frasunkiewicz. Dodał, że jeżeli jego zespół jest oceniany jako grający brudno, to wydarzenia w hali we Włocławku pozwalają na stwierdzenie, że to żart. - Jeżeli Joshua Bostic dostaje trzy razy łokciem w twarz, to nie wiem na czym mamy się skupić w piątym meczu. Zagraliśmy to, co mogliśmy. Mi się podoba jak gramy, bo gramy dobrze. Jesteśmy zaangażowani w mecz na 100 procent - dodał. Jego koszykarz Jakub Garbacz podsumował mecz we Włocławku jednym zdaniem. - Skupiamy się na meczu niedzielnym, dziękuję bardzo - powiedział do dziennikarzy. W zdecydowanie odmiennych humorach byli przedstawiciele Anwilu, który u siebie z 0-2 doprowadził do 2-2. - Mieliśmy dziś wzloty i upadki, ale jest 2-2. W całym sezonie jest jednak nadal 5-2 dla Arki. Szkoda, że nie gramy ostatniego meczu u siebie. Do niedzieli wszystko może się zdarzyć. Kto wie, co się stanie. Nasi kibice nawet na wyjeździe mogą nam pomóc - wskazał trener Milicic. W zespole włocławian kolejny świetny mecz w półfinale rozegrał Aaron Broussard, który uzyskał 25 punktów, a przede wszystkim raz po raz rajdami rozrywał obronę gości. Jarosław Zyskowski ocenił, że jego zespół po przegranej 10 punktami pierwszej połowie "wrócił do meczu charakterem". - Jest 2-2 i jedziemy na piąty mecz do Gdyni. Rok temu też było 2-1 dla Stelmetu i też nas wszyscy skreślali, jak w tej serii przy 2-0 dla Arki. Mam nadzieję, że po raz kolejny pokażemy na co nas stać - zaznaczył Zyskowski. Na zwycięzcę tej pary w finale czeka już Polski Cukier, który w drugim półfinale ograł zielonogórski Stelmet 3-0. Tomasz Więcławski Czwarty mecz półfinałowy: Anwil Włocławek - Arka Gdynia 90:85 (26:25, 16:27, 25:14, 23:19) Stan rywalizacji play off (do trzech zwycięstw) 2-2. Piąte spotkanie odbędzie się w niedzielę w Gdyni (19.45). Anwil Włocławek: Aaron Broussard 25, Walerij Lichodiej 16, Michał Ignerski 10, Chase Simon 8, Ivan Almeida 8, Szymon Szewczyk 7, Kamil Łączyński 7, Jarosław Zyskowski 6, Michał Michalak 3. Arka Gdynia: James Florence 38, Joshua Bostic 18, Jakub Garbacz 7, Adam Łapeta 6, Krzysztof Szubarga 5, Marcus Ginyard 5, Bartłomiej Wołoszyn 2, Dariusz Wyka 2, Marcel Ponitka 2, Deividas Dulkys 0.