Przebieg meczu był podobny do trzech wcześniejszych spotkań koszykarzy Arki w Pucharze Europy. O sukcesie rywali przesądziła czwarta kwarta. Z powodu urazu ręki do stolicy Niemiec nie pojechał Filip Dylewicz, ale przeciwko Albie zagrał już Krzysztof Szubarga, który przez kontuzję kolana nie wystąpił w dwóch ostatnich meczach, ligowym i pucharowym. Z kolei gospodarzy do zwycięstwa poprowadził Peyton Siva. Tym razem amerykański rozgrywający, który był ze średnią 11 asyst najlepszym podającym tych rozgrywek, dał się poznać jako znakomity strzelec. 28-letni zawodnik zdobył 27 punktów, z czego 12 w decydującej kwarcie, do tego miał również osiem asyst. - To jest serce tego zespołu. Na tle tak klasowego rywala widać jednak, że poprawiamy naszą grę i z meczu na mecz w każdym elemencie spisujemy się lepiej. Brakuje nam tylko zamknięcia spotkania. Musimy doprowadzić do tego, żeby remis był na dwie, a nie sześć minut przed końcem. Cieszy mnie również postawa Garbacza, który odbił się od dna i teraz powinno być lepiej. Nie chodzi mi tylko o zdobyte punkty, ale głównie o to, że Jakub czuje się na boisku pewniej i nie był wystraszony - stwierdził Frasunkiewicz. 39-letni szkoleniowiec przekonuje, że jego zespół miał plan na to spotkanie i dość skutecznie go realizował. Gdynianie starali się grać wolniej i wybijać gospodarzy z rytmu. - Nie mogliśmy pójść na wymianę ciosów, bo to byłaby woda na młyn berlińczyków. Alba gra niezwykle ofensywny i najszybszy basket w Pucharze Europy. Rywale zdobywają średnio 94 punkty i są najlepsi w przechwytach. Przyjechaliśmy do jaskini lwa i chcieliśmy wyrwać to zwycięstwo. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego meczu, ale kiedy gospodarze zmienili w czwartej kwarcie obronę, nagle odcięło nam myślenie. Nie wiedzieliśmy co robić na boisku - dodał. Przez trzy kwarty zawodnicy Arki potrafili nawiązać z faworyzowaną Albą wyrównaną walkę. W 30. minucie po dwóch wolnych Marcela Ponitki goście prowadzili nawet 53:52, ale nie zdołali ustrzec się czwartej porażki w tych rozgrywkach. A o trzecim triumfie drużyny ze stolicy Niemiec przesądziła czwarta kwarta, którą gospodarze wygrali 28:15. - W pewnym momencie, kiedy mecz się rozstrzyga, trzeba podjąć decyzję, czyli trochę mocniej podać, trochę wyżej wyskoczyć i szybciej zareagować w obronie. A my tego nie potrafimy i zaczynamy się "gotować". Bijemy się przez trzy kwarty i stawiamy wymagające warunki faworytom, ale później wychodzą nasze niedociągnięcia. Nie trafiamy też z otwartych pozycji, których mieliśmy mnóstwo. Na tym poziomie jeszcze nie potrafimy zwyciężać. Odnoszę nawet wrażenie, że boimy się wygrać. Czas to zmienić - podsumował Frasunkiewicz. Z Berlina - Marcin Domański