Żurowska-Cegielska po raz trzeci z rzędu cieszyła się ze złota w Krakowie. Wisła przystępowała do play off z drugiej pozycji, a z pierwszej Artego Bydgoszcz. Zespół hiszpańskiego trenera Jose Ignacio Hernandeza pokonał jednak rywala 3-0. - Sukces odbieram inaczej niż przed rokiem. Tak naprawdę nie mogę uwierzyć i nie dotarło do mnie jeszcze, że wygrałyśmy 3-0. To chyba ze zmęczenia, bo bardzo dużo sił kosztowało mnie tym razem to złoto - podkreśliła. Koszykarka, która dwoma rzutami wolnymi przypieczętowała sukces Wisły w meczu numer trzy (53:48), w finale walczyła także bólem. - W zasadzie nie powinnam grać w dwóch ostatnich spotkaniach, bo już w pierwszym meczu w Bydgoszczy doznałam kontuzji łydki. Myślałam, że to stłuczenie, a po badaniach w Krakowie okazało się, że to naderwanie mięśnia łydki. W trzecim spotkaniu tylko adrenalina i miejscowe środki przeciwbólowe pozwoliły mi na grę. Zmęczenie po ostatnim gwizdku było ogromne. Do tej pory jeszcze ze mnie nie zeszło - dodała. W opinii reprezentantki kraju do finałowej rywalizacji zespół był znakomicie przygotowany nie tylko przez szkoleniowca, ale i... rywalki. Wisła w półfinale stoczyła wyrównaną walkę ze Ślęzą Wrocław i wygrała ją 3-2. - Dziękuję przeciwniczkom, szczególnie wrocławiankom, że przygotowały nas tak dobrze do walki o złoto. Czułam, że po tak wyrównanym boju w półfinale mecze finałowe przy równych końcówkach będą należały do nas, a nie do bydgoszczanek. One przebiegły się przez play off i nie miały żadnego trudnego pojedynku. W zasadzie pięć z siedmiu ostatnich meczów mogło się skończyć zupełnie innym wynikiem niż naszym zwycięstwem. Wygrałyśmy w końcówkach i każde zwycięstwo dawało nam motywację i pewność siebie - analizowała. Skrzydłowa Wisły wie, że o tytule decydowało też doświadczenie i zgranie drużyny. Paradoksalnie zespół scementowała trudna sytuacja kadrowa - w decydujących spotkaniach grało praktycznie siedem zawodniczek. - Każda z nas czuła ciężar na swoich barkach i odpowiedzialność za wynik, bo grałyśmy w siódemkę. Znakomicie się rozumiałyśmy. Stanowiłyśmy zgraną grupę. Wiedziałyśmy, że tylko zespołowością jesteśmy w stanie pokonać silniejsze personalnie, w porównaniu do minionego sezonu, Artego, które miało jeszcze przewagę własnego parkietu - oceniła. Kadrowiczka przyznała, że napięty terminarz ostatniej fazy walki o mistrzostwo kraju nie pozwalał na rozpamiętywanie błędów. Ważna była kumulacja energii i motywacja do maksymalnego wysiłku. - W 10 dni rozegrałyśmy pięć najważniejszych meczów sezonu. Nie było czasu na analizowanie i rozpamiętywanie błędów czy też porównywanie sytuacji do poprzedniego sezonu, gdy do walki o złoto przystępowałyśmy z kompletem zwycięstw w każdej z rund play off. Byłyśmy kosmicznie zmęczone po każdym spotkaniu, ale gotowe do dalszej walki. Myślałyśmy tylko o tym, by zregenerować siły i mentalnie oraz taktycznie przygotować się do kolejnego meczu. Same nie wierzyłyśmy, że zdobędziemy mistrzostwo po trzech pojedynkach i mówiłyśmy sobie po każdym zwycięstwie, że wcale nie jesteśmy tak bardzo blisko ostatecznego sukcesu - zdradziła. Koszykarka cieszy się, że świętowanie mistrzostwa dobiega końca i będzie mogła odwiedzić rodzinny dom. Czekają na nią nie tylko stęsknieni rodzice, ale i siedmioraczki - szczenięta posokowce. Jednak w piątek zawodniczki "Białej Gwiazdy" zjedzą jeszcze uroczysty obiad, a wieczorem świętować będą w szerszym gronie sympatyków krakowskiego klubu. Mistrzynie będą fetowane na murawie boiska w przerwie meczu piłkarskiej ekstraklasy Wisła - Jagiellonia Białystok. - Czuję każdą cząstkę w organizmie, więc marzę o szybkim zakończeniu świętowania i spokojnym wypoczynku. Nie mogę się już doczekać spotkania z rodzicami i siedmioma malutkimi pieskami. Psiaki przyszły na świat 2 maja. To niespodzianka, że stało się to tak szybko i dodatkowa motywacja. Nie planujemy z mężem żadnego długiego i dalekiego wyjazdu. Po pierwsze, w lecie dużo czasu zajmie mi reprezentacja, a po drugie, w ciągu sezonu tak dużo podróżuję, że jedynym marzeniem jest spędzenie czasu z najbliższymi. Jeszcze tylko uroczysty obiad, świętowanie z kibicami na stadionie i ruszamy do domu - podsumowała.