W pierwszych meczach wypożyczona z zespołu mistrzyń Polski zawodniczka przebywała na boisku przez jedyne 68 sekund, kiedy wreszcie otrzymała szansę od trenera Mirosława Orczyka udowodniła, że zasługuje na więcej minut na parkiecie. Z każdym kolejnym meczem forma Edyty Błaszczak rosła. W meczu z Arcusem SMS PZKosz Łomianki zdobyła 20 punktów, w kolejnym z KK AZS Jelenia Góra 23, a w najważniejszym, czyli w starciu z Valosun Brno w I kolejce Ligi Środkowoeuropejskiej (CEWL) aż 29. Utex wygrał wszystkie te spotkania. INTERIA.PL: Gratuluje świetnej dyspozycji. Jak to jest, że najpierw gra pani mało, albo wcale a potem wchodzi do składu i stanowi o sile zespołu? Edyta Błaszczak, Utex Row Rybnik: - O to trzeba zapytać trenera. Nie mogę powiedzieć, czy gram teraz lepiej czy gorzej niż przed paroma tygodniami. W którym momencie z końca ławki wskoczyła pani do składu drużyny? - W meczu z SMS-em było takie założenie, że więcej minut dostaną zawodniczki rezerwowe. Zaskoczyłam. Moje rzuty wpadały do kosza, a dodatkowo kontuzja przytrafiła się Madzi Skorek i przez to mogłam dłużej przebywać na parkiecie. Na razie gram dobrze, mam nadzieje, że ta dyspozycja będzie się utrzymywać. Przed sezonem w klubie zapowiadano, że walczycie o pierwszą ósemkę. Tymczasem po sześciu spotkaniach jesteście wiceliderkami. Chyba stać was na lepsze niż ósme miejsce? - Założenie faktycznie jest takie, że mamy być w ósemce, a o to jak tego dokonamy nikt się nie pyta. Na razie nasze wyniki prezentują się bardzo dobrze, ale zobaczymy co będzie dalej. Dalej będę się upierał, że z takim potencjałem można bić się o wyższe miejsca... - Ten cel postawiono nam przed sezonem, kiedy nie było wiadomo jak będziemy prezentować się na parkiecie. Poza tym uważam, że ósme miejsce w naszej lidze to nie jest banalny cel. Celu maksimum nie mamy, ale wszystko może się zdarzyć. Z ŁKS-em ciężko było nam wygrać, natomiast z mocnym CCC Polkowice nieznacznie przegrałyśmy. Wiele zależy od dyspozycji dnia. Co jest kluczem do waszych dobrych wyników? - Wydaje mi się, że możemy zaskoczyć rywalki każdym elementem gry. Potrafimy rzucić z dystansu, a także grać pod koszem. Myślę, że jesteśmy drużyną kompletną. Formalnie jest pani zawodniczką Wisły. Chciałaby pani wrócić do Krakowa, czy odnalazła pani swoje miejsce w Rybniku? - Z Wisłą mam kontrakt do 2009 roku, ale dobrze się tu czuje. Czy myślałam o powrocie? Realnie patrze na swoje szansę powrotu i faktycznej gry w Wiśle. Przy takim składzie Polkom bardzo ciężko jest się tam przebić, dlatego nie wiem, czy to trafne, aby się tam pchać. Rozmawiał: Dariusz Jaroń, INTERIA.PL