"Nie złamałam koszykarskiego prawa. Gdybym nie była pewna, że moja umowa z dotychczasowym klubem nie została rozwiązana, na pewno nie podpisywałabym nowej. Na aspektach prawnych kontraktów specjalnie się nie znam, ale tym zajmują się moi prawnicy, którym całkowicie ufam. Według mojego agenta wszystko jest w porządku. Mój kontrakt z Lotosem nie obowiązuje od poniedziałku. Byłam wolną zawodniczką i dlatego podpisałam umowę z Wisłą" - powiedziała Pawlak. Nieoficjalnie wiadomo, że w grę może wchodzić wykupienie kontraktu Pawlak, ale w tym przypadku Wisła musiałaby liczyć się z wydatkiem co najmniej 100 tysięcy złotych. W Gdyni nie zgadzają się jednak z taką interpretacją. "Paulina przyszła w środę do klubu z wielkim bukietem kwiatów pożegnać się z nami i podziękować za trwającą ponad sześć lat współpracę. Zachowała się elegancko, co nie zmienia faktu, że złamała prawo. Nie można bowiem podpisywać umów z dwoma różnymi klubami, a według naszych ustaleń jej kontrakt z Lotosem nadal jest ważny. Nie mamy także pojęcia, z jakich powodów miałby zostać rozwiązany. Paulina wciąż jest zawodniczką Lotosu i nie może grać w Wiśle. Tym bardziej, że nikt nie wystąpił do nas o wydanie listu czystości. Z własnej inicjatywy na pewno go nie oddamy. Jestem bardzo ciekawy, jak krakowski zespół zamierza rozwiązać tę sytuację" - powiedział prezes gdyńskiego klubu Mieczysław Krawczyk. Reprezentacyjna rozgrywająca ma zamiar pojawić się w Krakowie w czwartek wieczorem. W niedzielę Wisła gra w Bydgoszczy z Artego, ale Pawlak obejrzy to spotkanie z trybun. "Na pewno nie wystąpię w żadnym meczu, jeśli nie będę oficjalnie potwierdzona do gry. Odeszłam z Lotosu z określonych powodów, na którymi nie chciałabym się jednak rozwodzić. Na pewno nie żegnałam się z Gdynią w gniewie i nie spaliłam za sobą mostów" - dodała Pawlak. Zobacz także Poważne wzmocnienie Wisły Can-Pack