Po porażkach w sezonie zasadniczym i meczu o Superpuchar Polski krakowiankom bardzo zależało na przerwaniu dominacji rywalek. Okazja ku temu nadarzyła się w finale Pucharu Polski. Jeszcze w czwartej kwarcie niedzielnego spotkania na tablicy wyników był remis, dzięki znakomicie dysponowanej rzutowo Annie Wielebnowskiej, ale finisz należał do gdynianek, które ograły pod Wawelem "Białą Gwiazdę" 74:58. - W tym sezonie ciężko nam się gra z Lotosem. Mam nadzieję, że w finale rolę się odwrócą, bo liczę na mistrzostwo Polski - przyznała najlepsza strzelczyni wśród gospodyń (20 "oczek"). - Na razie jest 0:4, ale liczę, że to się zmieni. Na pewno się nie poddamy - zapewniła Wielebnowska. Skrzydłowa Wisły była jedną z nielicznych zawodniczek, do których trener Wojciech Downar-Zapolski nie mógł mieć po meczu pretensji. Zakontraktowana z końcem ubiegłego roku Kara Braxton na wysokim poziomie zagrała tylko w pierwszej kwarcie, Marta Fernandez nie zdobyła nawet punktu, a Anna DeForge i Jelena Skerović były jedynie tłem dla prowadzących grę Lotosu ekswiślaczek - Chamique Holdsclaw i wybranej MVP spotkania finałowego Dominique Canty. - Nie po raz pierwszy nie potrafiliśmy znaleźć sposobu na Canty i Holdsclaw, które są prawdziwymi liderkami zespołu z Gdyni. W przeciwieństwie do mojego zespołu, w którym liderki dzisiaj bardzo zawiodły. Żałuje tak wysokiej przegranej, bo na nią nie zasłużyliśmy, ale w pewnym momencie dziewczyny poddały się, stad taki wynik - denerwował się szkoleniowiec krakowianek. W zdecydowanie lepszym nastroju był trener Lotosu PKO BP, Roman Skrzecz. - Cieszę się z postawy Dominique, Chamique i wszystkich pozostałych zawodniczek. Od początku sezonu gramy z dużą determinacją i sercem w obronie. Cieszę się, że mogę prowadzić taki zespół - podkreślał. O dużym zaangażowaniu gdynianek wspomniała też najlepsza na parkiecie Canty. - Wiedziałyśmy, że czeka nas ciężki mecz i że musimy przeciwstawić Wiśle twardą obronę. Bardziej chciałyśmy i włożyłyśmy w ten mecz więcej walki i serca, dlatego wygrałyśmy.