Ślęza, najlepsza drużyna sezonu zasadniczego, pokonała Wisłę dwa razy na własnym parkiecie (71:65 i 73:57). Rywalizacja przenosi się teraz do Krakowa (29 i 30 kwietnia). "Nadal oceniam szanse obydwu ekip po 50 procent. Niczego nie przesądzajmy, bo nie raz od stanu 0-2 drużyna wygrywała 3-2. Adrenalina, jaka towarzyszy meczom finału, czy to pierwszemu, czy ostatniemu, jest podobna i może zdarzyć się tak, że dopiero 40 minuta ostatniego pojedynku będzie decydująca" - oceniła sytuację była środkowa. Pięciokrotna mistrzyni Polski (po dwa razy z Włókniarzem Pabianice i ŁKS Łódź oraz z Wisłą Kraków), która karierę zawodniczą zakończyła w 2007 r. w barwach Wisły jako złota medalistka, nie ukrywa, że gra wrocławska zespołu jest dla niej bardzo pozytywnym zaskoczeniem. "Jestem zaskoczona bardzo pozytywnie kondycją i formą wrocławianek. Zawsze sprowadzałam filozofię gry w koszykówkę do tego, jaką rolę i jak spisuje się rozgrywająca, czyli zawodniczka będąca +przedłużeniem+ myśli trenera na parkiecie. Sharnee Zoll ze Ślęzy jest fantastyczna. Dyryguje drużyną, wymusza zmiany tempa. To jedna z moich ulubionych koszykarek. Porównuję ją do takich gwiazd dawnej reprezentacji jak Krysia Szymańska-Lara i Sylwia Wlaźlak" - powiedziała 15-krotna medalistka MP, która na krajowych parkietach spędziła dwie dekady i opuściła z powodów zdrowotnych jedynie większą część sezonu 2000/2001. Zdaniem byłej wybitnej zawodniczki, która z koszykówką jest związana do tej pory, a w 2011 roku była dyrektorem komitetu organizacyjnego ME kobiet w Łodzi, bardziej zespołową grę - jak do tej pory - prezentuje Ślęza. "Do poziomu Sharnee Zoll dostosowują się inne dziewczyny. To widać w zmienności gry na zewnątrz i pod koszem. Ślęza prezentowała się w dwóch pierwszych meczach bardziej jako zespół. Wisła ma więcej indywidualności, więc jej styl gry jest inny. Podobały mi się szybkie decyzje rzutów z półdystansu krakowianek. To jest oczywiście dobre, gdy piłka wpada do kosza. Atak Wisły nie błyszczał jednak w tych spotkaniach, ale przede wszystkim widoczna była słabsza dyspozycja w defensywie. Ekipa z Krakowa ma potencjał i pomysł na grę, co pokazały mecze w Eurolidze i w ekstraklasie" - podkreśliła. Nowak cieszy się z wysokiego poziomu rywalizacji o mistrzostwo Polski. "Mecze są bardzo ciekawe i ktoś, kto może pierwszy raz ogląda w telewizji może zachwycić się tempem akcji, dynamiką, poziomem walki. Spodziewam się podobnych spotkań w Krakowie, gdzie Wisła, jako obrońca tytułu, na pewno będzie spisywać się lepiej. Finały to znakomita promocja koszykówki" - dodała. Środkowa reprezentacji Polski była jednym z filarów drużyny, która w czerwcu 1999 r. sięgnęła po mistrzostwo Europy w katowickim Spodku po finałowym zwycięstwie nad Francją 59:56. Martwi ją marginalna obecnie rola biało-czerwonych w czołowych drużynach ekstraklasy. "Polki są niestety, jak na razie, tylko uzupełnieniem zawodniczek zagranicznych. To mnie boli, bo przecież Agnieszkę Szott z Wisły czy Agnieszkę Majewską ze Ślęzy stać na to, by były czołowymi koszykarkami. Zadaję sobie pytanie dlaczego nie tylko Amerykanka, ale i Ukrainka musi być lepsza od Polki. Wiem, że to problem arcyzłożony i nie ma prostej odpowiedzi, ale martwi mnie bardzo, że krajowe zawodniczki nie są liderkami, tak jak było to za moich czasów" - oceniła. Nowak jest nauczycielką i trenerką koszykówki w jednej z łódzkich szkół podstawowych, a od grudnia szkoli także zawodniczki pierwszoligowego ŁKS SMS. "Koszykówka jest cały czas obecna w moim życiu. Zajmuję się też promocją takich sportowych wydarzeń, jak ubiegłoroczna akcja "Koszykarska Łódź", współpracuję z fundacjami pracującymi na rzecz aktywności dzieci i młodzieży, jestem zaangażowana w centrum kształcenia PZKosz. w Łodzi. Moja aktywność nie skończyła się wraz z zakończeniem profesjonalnej kariery. Mam w sobie nadal energię, to ona pozwoliła mi grać przez 20 lat. Jedyne czego mi brakuje - w porównaniu do czasów gdy sama grałam - to 10 godzin snu. Nadal tyle potrzebuję, a nie udaje mi się tego wygospodarować. Tak szacuję, że moja doba jest za krótka o jakieś sześć godzin" - dodała mama 9-letniej Jagody i 16-letniego Filipa. Olga Miriam Przybyłowicz