Grały zespoły z najlepszym (15-2) i najgorszym (4-14) bilansem w lidze, ale na parkiecie nie było widać tej różnicy. Legia tylko na początku oddała inicjatywę, w czym "pomogli" jej kibice już po minucie gry zasypując parkiet rolkami papieru. Sprzątanie trwało kilka minut, dodatkowa przerwa lepiej podziałała na gości, którzy po kilku minutach prowadzili 12:0. Od tego momentu gospodarze zabrali się do odrabiania strat. W drugiej kwarcie wyszli nawet prowadzenie po udanych akcjach Mariusza Konopatzkiego i Jakuba Nizioła, a podanie tego pierwszego do drugiego na wsad z powietrza w kontrze było najpiękniejszą akcją meczu. Po trzeciej kwarcie, wygranej 32:24, warszawianie wygrywali 75:72. Dopiero ostatni fragment spotkania przesądził o sukcesie faworyta. "Gratuluję zwycięstwa Stelmetowi, ale także gratuluję postawy moim zawodnikom. Rozegraliśmy bardzo dobre 35 minut. W ostatnich jednak każdy z moich zawodników chciał wygrać mecz. Mnożyły się straty. Weterani z zespołu rywali - Koszarek i Zyskowski - skrzętnie to wykorzystali. Mam nadzieję, że dobrą grę z tego meczu przeniesiemy na następne" - ocenił trener Legii Tane Spasev. Najlepszymi strzelcami w jego zespole byli serbski środkowy Milan Milovanovic, który zdobył 22 punkty i Michał Michalak - 20. Ten drugi, lider klasyfikacji strzelców Energa Basket Ligi, rywalizował z najlepszym snajperem rywali i drugim Polakiem w tym zestawieniu Jarosławem Zyskowskim. Legionista w pewnym momencie miał większą zdobycz od skrzydłowego Stelmetu, ale ostatecznie to zawodnik z Zielonej Góry zakończył mecz z 29 punktami. "Mecz, chociaż przegrany, daje nam powody do optymizmu. Mieliśmy długie fragmenty dobrej gry, dzieliliśmy się piłką. Co do mojej rywalizacji z Jarkiem, wszystko wynikało z przebiegu gry. Można ocenić naszą postawę na podstawie statystyk" - zauważył Michalak, który przebywał na parkiecie 34 minuty i miał także siedem zbiórek, sześć asyst i cztery straty. Zyskowski w równe 25 minut do 29 punktów dodał sześć zbiórek, asystę i stratę. Dopiero po meczu dziennikarze dowiedzieli się, że drużyna z Zielonej Góry przyjechała w połowie chora. "Miałem do dyspozycji tylko pięciu koszykarzy w pełni zdrowych. Jestem dumny z tego, jak zespół zareagował, bo rano byłem przekonany, że tego meczu nie wygramy" - przyznał trener Tabak. Obok Zyskowskiego znakomicie w jego zespole zagrał Koszarek. 35-letni rozgrywający reprezentacji w 19 minut zdobył 20 punktów, przy znakomitej skuteczności (2/2 za dwa punkty, 4/5 za trzy i 4/4 z wolnych). Miał także dwie zbiórki, trzy asysty i dwie straty. "Spodziewaliśmy się ciężkiego pojedynku. Także dlatego, że dopadła nas ostatnio choroba. Właściwie każdy z zespołu kaszle, każdy zmagał się z gorączką. Mieliśmy też długą podróż po meczu w lidze VTB. Do kraju dotarliśmy dopiero wczoraj. Poradziliśmy sobie jednak z tym. Cieszymy się, bo w lidze nie jest łatwo wygrywać. Wszystkie drużyny z czołówki miały już wpadki, a my jeszcze nie" - powiedział PAP Przemysław Zamojski, który tym razem nie wzbogacił punktowego dorobku drużyny. Lider z Zielonej Góry wygrał po raz 15. z rzędu w ekstraklasie. "Nie chcę tym mówić. To nie problem wygrać 15 spotkań z rzędu. Problemem jest nasz kalendarz, mecze co trzy dni, dalekie wyjazdy. Jeżeli jesteśmy fizycznie przygotowani, łatwo jest wygrać. Teraz jednak nie jesteśmy w dobrej formie. Tym cenniejsze dla mnie, że wygrywamy takie mecze jak w Warszawie" - podsumował Tabak.