- Przed meczem było wiadomo, że wiele zawodniczek, stanowiących o sile naszego zespołu, jest kontuzjowanych. Nikt jednak nie przewidywał, że w sposób świadomy i perfidny zespół opuszczą Amerykanki - powiedział w poniedziałek na konferencji prasowej prezes łódzkiego klubu Mirosław Trześniewski. Podkreślił, że Amerykanki, jako jedyne w zespole, miały wypłacone wszystkie apanaże. Klub wykupił im również bilety na powrót do USA. - Przebukowały bilety na inny termin i zerwały kontrakt. Zostawiły zespół w sposób karygodny. Gdy przed meczem pojechałem do nich do domu, to brak chęci do gry próbowały tłumaczyć postawą polskich zawodniczek, które - ich zdaniem - miały symulować kontuzje - dodał prezes. Kontuzjowane zawodniczki ŁKS nie kryły w poniedziałek oburzenia pomówieniami o symulowanie urazów i sposobem, w jaki McIntry i Prochaska opuściły drużynę. Olga Urbanowicz, Katarzyna Kenig i Justyna Jeziorna na konferencji podkreśliły, że nie spodziewały się takiego zachowania. - Jestem bardzo rozżalona tą sytuacją. Amerykańskie zawodniczki nas zawiodły. Nie spodziewałam się, że tak mogą postąpić. Liczyłyśmy na nie i one doskonale o tym wiedziały. Nie jest tajemnicą, że w naszym klubie są ogromne problemy finansowe i organizacyjne. Dementuję jednak pojawiające się plotki, że nie chciałyśmy grać. To nie jest prawda - powiedziała Urbanowicz. Zdaniem Kenig, obie Amerykanki za swoje zachowanie powinny zostać ukarane. - Pod względem finansowym były traktowane lepiej niż my, ale wypięły się na nas i na klub. Dla mnie to skandal. Twierdziły, że my nie chcemy grać, co było nieprawdą. Udziału w meczu zabronił nam lekarz. Uważam, że powinny zostać wyciągnięte jakieś konsekwencje wobec nich, bo tak się po prostu nie postępuje - powiedziała Kenig. O zachowaniu McIntry i Prochaski łódzki klub w tym tygodniu ma pisemnie powiadomić PLKK, PZKosz i FIBA. Na razie nie wiadomo jednak, jakie kary mogą być nałożone na Amerykanki. - Jeżeli nie biorą pod uwagę dalszej gry w Europie, to są bezkarne. Natomiast, jeśli będą chciały w przyszłym sezonie zagrać w jakimś klubie zrzeszonym w FIBA, to takiej zgody nie dostaną - zaznaczył Trześniewski. McIntyre i Prochaska do USA wyleciały w poniedziałek. Po doświadczeniach, związanych z ich pobytem w Łodzi, Trześniewski zmienił zdanie na temat liczby zagranicznych zawodniczek mogących występować w polskich klubach. - Jak byłem kiedyś zwolennikiem układu jednej Polki w zespole, to w tej chwili podpisuję się dwoma rękoma pod tym, że w piątce powinny być przynajmniej trzy - wyjaśnił. Podkreślił, że grające w ŁKS Urbanowicz, Kenig, Jeziorna oraz Agnieszka Modelska zasługują na ogromne słowa uznania za to, że mimo zaległości w wypłatach i problemów zdrowotnych w znaczący sposób przyczyniły się do wywalczenie miejsca w play off. - To ogromny sukces, praktycznie w czwórkę czy piątkę, wywalczyć ósme miejsce i sportowo wygrać rywalizację z zespołami z Bydgoszczy i Leszna, które finansowo i możliwościami zawodniczymi górowały nad nami w sposób zdecydowany - powiedział prezes ŁKS. Dodał, że osoby nieprzychylne łódzkiej drużynie nie mają co liczyć na to, że bez Amerykanek ŁKS nie dokończy rozgrywek i w końcowej klasyfikacji zwolni miejsce w "ósemce" innej drużynie. - Kolejnych walkowerów nie będzie. Zgłosimy kilka juniorek, aby kadra była na tyle szeroka, żebyśmy dograli sezon do końca - zapewnił Trześniewski. Łódzkie zawodniczki zapowiadają natomiast, że mimo problemów kadrowych, będą chciały sprawić jeszcze jakąś niespodziankę w bieżącym sezonie. - Na razie większość z nas nie może biegać, więc zostaje nam trening siłowy. Następny mecz gramy jednak dopiero 11 kwietnia, więc mamy jeszcze ponad dwa tygodnie na to, żeby się do niego przygotować. Jesteśmy dobrej myśli i mamy nadzieję, że będziemy mogły pomóc naszym młodszym koleżankom. Wierzę, że zagramy i wywalczymy jeszcze jakieś lepsze miejsce niż ósme - powiedziała Urbanowicz.