Dla Paulauskasa, który zastąpił Krzysztofa Szweja, będzie to powrót na Dolny Śląsk po 20 latach, kiedy w Ślęzie był asystentem ówczesnego pierwszego trenera Wojciecha Spisackiego. Litwin na oficjalnej prezentacji nie ukrywał, że na ten moment wrocławski zespół zna jedynie ze statystyk, bo żadnego spotkania z zakończonego sezonu nie oglądał. "Potrzebuję czasu, aby przyjrzeć się zawodniczkom, które do tej pory grały w Ślęzie. Chcę właściwie wszystko ocenić, aby nie popełnić błędów w selekcji. Słyszałem bardzo wiele dobrego o Ślęzie i dużym zainteresowaniu tym klubem. Już teraz czuję dużą pomoc od ludzi związanych z klubem i wierzę, że wspólnymi siłami możemy wiele osiągnąć" - dodał Litwin, który z zespołem z Wrocławia podpisał dwuletnią umowę. Włodarze klubu uważają, że szybkie zatrudnienie nowego trenera pokazuje, że Ślęza to stabilny i dobrze prowadzony zespół. "Wszyscy ciężko pracujemy w klubie, aby marka Ślęza była coraz bardziej rozpoznawalna i dobrze się kojarzyła. O kulisach negocjacji z trenerem nie chcę rozmawiać, ale uważam, że to szkoleniowiec, z którym możemy dużo osiągnąć" - skomentowała zatrudnienie Paulauskasa prezes wrocławskiego klubu Katarzyna Ziobro-Franczak. Oprócz pracy w Ślęzie litewski trener w Polsce prowadził jeszcze Włókniarza Białystok, Odrę Brzeg oraz męski zespół Stelmetu Zielona Góra (wówczas drużyna nazywała się Zastal). Pracował również w takich klubach jak Lietuvos Wilno, UMMC Jekatierinburg oraz Nadieżdża Orenburg. Był także asystentem, a także samodzielnie prowadził żeńską reprezentację narodową Litwy. Włodarze klubu zdradzili, że po zatrudnieniu nowego trenera chcą teraz jak najszybciej wyjaśnić kwestię, które zawodniczki ze składu z poprzedniego sezonu pozostaną w Ślęzie. Paulauskas ma się ponownie pojawić we Wrocławiu na początku maja i wtedy mają zapaść pierwsze decyzje. "Przyjechałem tutaj, by zrealizować postawiony mi cel i będę chciał wszystkimi środkami po niego sięgnąć. Jaki to będzie cel, okaże się po tym, jak uda nam się zbudować zespół. Bierzemy się do pracy, bo czasu wcale nie ma tak dużo" - podsumował Litwin.