Pochodzący z położonych 30 kilometrów od Krakowa Zegartowic Majka przeszedł bardzo długą drogę. Pierwszy raz naprawdę głośno zrobiło się o nim już dekadę temu, gdy stanął na najniższym stopniu podium w "wyścigu spadających liści" - monumencie Il Lombardia. Media obiegła historia o jego wyczynach podczas wspólnych treningów z Alberto Contadorem, kiedy to, według opowieści, miał "zrywać" wielkiego mistrza na podjazdach. I faktycznie, kolejne sezony pokazywały, że potencjał "Zgreda" jest gigantyczny. W 2014 roku był drugi w klasyfikacji młodzieżowej Giro d'Italia (wygrał ją Carlos Betancur - ktoś jeszcze o nim pamięta), ale przede wszystkim - został "królem gór" Tour de France. Wygrał dodatkowo dwa etapy tego wyścigu, a łącznie czterokrotnie meldował się w najlepszej trójce. Rok później przyszły kolejne, znakomite rezultaty - podium klasyfikacji generalnej Vuelta a Espana i kolejny skalp na "Wielkiej Pętli". Rok 2016 to z kolei igrzyska w Rio de Janeiro i jego wielka ucieczka po brązowy medal, która kosztowała go tyle, że kiedy podeszli do niego przedstawiciele polskich mediów, na pierwsze z pytań zaczął odpowiadać... po angielsku. Później było jeszcze kilka wygranych w mniej istotnych imprezach, etap Vuelty 2017, a po nim... długa przerwa. Cztery lata czekania Na kolejne zwycięstwo Majka czekał prawie cztery lata, w trakcie których próbował między innymi walczyć w roli lidera o klasyfikację generalną Tour de France. Miejsca w czołówkach imprez owszem, były, jednak tym, co napędza kolarzy są przede wszystkim wygrane. Tych wciąż brakowało, ale... okazało się, że Polak wcale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Po przenosinach do UAE Team Emirates (przed sezonem 2021) doświadczony już specjalista od wspinaczek jakby zmienił podejście do ścigania. Odrzucił presję i choć przeważnie skupiał się na roli pomocnika dla liderów swojej drużyny, kiedy dostawał szanse - wykorzystywał je, a przede wszystkim - zaczął jeździć odważniej. Bawić się kolarstwem. Czytaj także: Maja Włoszczowska górą na Tour de Pologne Amatorów W ubiegłym roku świat obiegły nagrania z wyścigu Tour of Slovenia, który był dwójkowym popisem Majki i Tadeja Pogacara, mającego już wtedy w dorobku dwa triumfy w Tour de France. Dominacja duetu nad resztą stawki była tak przytłaczająca, że na jednym z odcinków zagrał on między sobą o zwycięstwo... w "papier, kamień nożyce". Chce przede wszystkim "robić show" Zabawał więc trwała. I trwa nadal. Ostatnie tygodnie są w wykonaniu "Zgreda" rewelacyjne. Już na "Wielkiej Pętli", choć ciężko pracował dla "Pogiego", szukał swojej szansy na etap. Po powrocie z Francji stanął na starcie Tour de Pologne. Już na prezentacji deklarował, że chce "robić show". Dotrzymuje słowa. Atakował już w niedzielę, w Karpaczu. Choć został złapany tuż przed finiszem, nie zwiesił głowy. Dzień później spróbował ponownie. Wyszło jeszcze bardziej efektownie - nie dość, że zwyciężył w Dusznikach-Zdroju, to zrobił to w bezpośrednim pojedynku z faworytami klasyfikacji generalnej. - Gdyby finisz był "sztywniejszy", zabawa byłaby jeszcze lepsza - mówił zadowolony. Zatem zabawa - to słowo-klucz.