Na przełomie sierpnia i września tego roku Mariusz Bilewski miał wystąpić w mistrzostwach świata głuchych w kolarstwie szosowym, jakie odbędą się w Świętokrzyskiem. Na swoich trasach miał zatem powalczyć o medal. W 2020 roku kolarz dołączył do kadry Polskiego Związku Sportu Niesłyszących w kolarstwie. Po 18 latach znowu zaczął się ścigać w peletonie. Niestety Bilewski został znaleziony martwy w domu. Przyczyny jego śmierci nie są znane. - To był bardzo dobry człowiek, ale życie go nie oszczędzało i mocno sponiewierało. Nie wiem, dlaczego - powiedział Andrzej Piątek, trener i przyjaciel Bilewskiego, w rozmowie z Interia Sport. Wielki dzień Polaka po latach cierpień. Wygrała miłość, przyszedł sukces Mariusz Bilewski nie żyje. Niewiele jest tak dramatycznych historii polskich sportowców Z Mariuszem Bilewski spotkałem się prawie dwa lata temu. Długo rozmawialiśmy w Krakowie. Nie mogło być inaczej, bo niewiele jest tak dramatycznych historii polskich sportowców. Kolarz miał wszystko, by osiągnąć sukces. Poważny wypadek przekreślił jednak karierę. Kraksy, do jakiej doszło w czasie wyścigu, omal nie przypłacił życiem. Został kaleką. W pewnym momencie sam targnął się na własne życie. Rozpoczął jednak walkę. Do tego mocno zawierzył Bogu. I w ten sposób - po 18 latach przerwy - znowu wsiadł na rower i założył biało-czerwoną koszulkę. Bilewski do kolarstwa trafił bardzo późno, bo w 1986 r. Miał wówczas już 15 lat. W świętokrzyskich Koszycach, skąd pochodzi, niewiele się działo. Pojechał zatem do oddalonego o ok. 80 km Radomia szukać klubu. Tam wystąpił w zawodach "Szukamy następców Szurkowskiego" i zrobił furorę. Zaproszono go na treningi do klubu. Początki jednak nie były łatwe, ale szybko Bilewski pokazał, że warto było mu zaufać. Rok 1991 był dla niego fantastyczny. Został górskim mistrzem Polski w kategorii orlików, czyli młodzieżowców. Zostawił za sobą Dariusza Baranowskiego, który potem zrobił wielką karierę. W tym samym roku Baranowski mu się zrewanżował w Tour de Pologne. Bilewski był liderem przed ostatnim etapem - jazdą na czas - ale ostatecznie przegrał z "Rybą" o ponad 50 sek. Razem z kolegami z Korony odniósł zwycięstwo w rywalizacji drużynowej. W 1991 r. wygrał też, jadąc z Tomaszem Brożyną, Grand Prix Lugano. To były nieoficjalne mistrzostwa świata w jeździe parami. Kraksa, która omal go nie zabiła Mógł zajść wysoko. Karierę przerwał jednak fatalny wypadek. Był 27 maja 1998 roku. W Łodzi na ulicy Piotrowskiej zaczynał się Wyścig Solidarności i Olimpijczyków. Na drogę Bilewskiemu wybiegła dziewczynka. On chciał ją ominąć. Zahaczył o nią kierownicą. Koło roweru postawiło w poprzek, a Bilewski, który nie miał kasku, uderzył całym impetem głową o asfalt. Rozpoczęła się walka o jego życie. Tak naprawdę szanse na szczęśliwy finał były znikome. Bilewski pozostawał nieprzytomny przez 18 dni. Po wypadku utalentowany kolarz miał problemy z pamięcią i niedosłuch. Przeżył tylko dzięki temu, że miał niesamowicie mocny organizm, co zresztą podkreślali lekarze. Była w nim przede wszystkim wielka chęć życia. Po wyjściu ze szpitala dla Bilewskiego rozpoczął się intensywny czas rehabilitacji. Początkowo nie był on w stanie wykonywać najprostszych czynności. Miał też problemy z mówieniem, uszkodzony bowiem został nerw twarzowy. To powodowało, że przez wiele miesięcy nie domykało mu się jedno oko. Jakby tego było mało, to chwilę później przyplątało się zapalenie opon mózgowych. Z tego też wyszedł. Lekarze jednak nie dawali żadnych szans na powrót do kolarstwa, które było dla niego całym życiem. To było jak wyrok. Bilewski jednak się nie poddał. Walczył i rok po wypadku już wsiadł na rower. Kraksy nawet po powrocie nie omijały go. Wystąpił w wyścigu Bałtyk - Karkonosze. Był wówczas stażystą w grupie Mat Ceresit CCC. Dwukrotnie stawał na podium etapowym, a rywalizację ukończył na dziewiątej pozycji. Zdobył też brązowy medal górskich mistrzostw Polski. Dokonał czegoś, co wydawało się niemożliwe. W historii polskiego kolarstwa trudno chyba znaleźć drugiego takiego zawodnika, który wróciłby na taki poziom ścigania po tak poważnym wypadku. Kolejne ciosy od życia i powrót do kolarstwa Mocno skomplikowało się jego życie osobiste. Bilewski dostawał kolejne ciosy od życia, a w 2010 roku dokonał próby samobójczej. - Kończyłem ze sobą. Trułem się. Wziąłem tabletki swoje i mamy. Życie uratowała mi wówczas policja, którą wezwał mój przyjaciel. Wysyłałem do niego wieczorem pożegnalne SMS-y - mówił w rozmowie ze mną przed laty. Po tym wszystkim mocno zwierzył Bogu. Twierdził, że to wszystko, przez co przechodzi, to dlatego, że Pan wystawia go na próbę. W 2020 r. kolarz dołączył do kadry Polskiego Związku Sportu Niesłyszących w kolarstwie. Po 18 latach znowu zaczął się ścigać w peletonie. W tym samym roku wystąpił w igrzyskach olimpijskich niesłyszących w Caxias do Sul w Brazylii. *** Pogrzeb Mariusza Bilewskiego odbędzie się w sobotę 6 kwietnia. Msza rozpocznie się o godz. 12.00 w kościele w Wojciechowicach koło Opatowa. *** W przypadku potrzeby udzielenia pomocy lub rozmowy z psychologiem, skorzystaj z jednego z poniższych numerów telefonów: Czynny całodobowo, 7 dni w tygodniu telefon Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym - 800 702 222 Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka - 800 121 212 Możesz też odwiedzić stronę centrumwsparcia.pl, gdzie znajduje się grafik dostępnych specjalistów: lekarzy psychiatrów, prawników i pracowników socjalnych. W przypadku, gdy potrzebna jest natychmiastowa interwencja, zadzwoń na numer alarmowy 112.