Reprezentujący grupę Tinkoff-Saxo niespełna 25-letni kolarz z Zegartowic wygrał po jednym etapie w Alpach i Pirenejach, poprawiając osiągnięcie Jaskuły, który pozostawał do tej pory jedynym polskim etapowym zwycięzcą w tym największym kolarskim wyścigu. W dodatku zwyciężył w klasyfikacji górskiej. "Cieszę się, że Rafał wygrał ten sam etap co ja. Może w tym roku nie był tak długi, ja ścigałem się na dłuższym dystansie, ale ostatnie kilkanaście kilometrów to była ta sama góra Saint-Lary Soulan. Bardzo dobrze, że dwa razy sięgnął po etapowe sukcesy. Miał dwie godziny straty w klasyfikacji generalnej i bardzo dobrze nastawił się na wygraną na tych dwóch górskich metach" - powiedział Jaskuła. Trzeci kolarz Tour de France 1993 przyznał, że z dużym zainteresowaniem obserwował także jazdę Michała Kwiatkowskiego. "Dobrze jechał na początku wyścigu, był bardzo bliski wygranej, przyjeżdżając w czołówkach pierwszych etapów. Brakowało mu kropki nad i. Myślałem, że dojedzie na dobrym miejscu w ucieczce z Joaquimem Rodriguezem, ale w pewnym momencie jakby zabrakło mu prądu, wyładowały się baterie. Może nie jadł odpowiednio. Mnie też nieraz w górach się to zdarzało. W takich warunkach człowiek musi jeść więcej. Bo możesz bardzo dobrze zjeżdżać, ale na trasie przychodzi następna góra i wtedy brakuje energii. Gdyby Michał wygrał etap, byłby rozliczony. Przed rokiem był 11. w klasyfikacji końcowej. Teraz zajął 28. lokatę z ponad godziną straty, a więc wypadł gorzej, jeśli chodzi o "generalkę". Rafał lepiej to rozwiązał" - skomentował. Jaskuła, który przez większość kariery reprezentował grupy włoskie, jest pod wrażeniem wyczynu Sycylijczyka Vincenzo Nibalego, który bezproblemowo wygrał 101. edycję Tour de France z przewagą 7.37 nad drugim w klasyfikacji Francuzem Jean-Christophe'em Peraud. "Nibali był bezkonkurencyjny, odjeżdżał wszystkim. Obronił się też w jeździe na czas, gdzie był czwarty. Powiem szczerze - gdyby bardzo chciał, wygrałby jeszcze dwa etapy w górach. Popełnił błędy taktyczne, na szczęście z korzyścią dla Majki. Ale ostatni etap w Pirenejach, gdy uciekł Rafałowi, który był trzeci, pokazał, jak silny jest Włoch. Gdyby Polak mu dorównywał, nie puściłby koła. Popełnił jednak szkolny błąd, że mało jadł i cztery kilometry przed metą musiał sięgnąć po batonik. Dzień wcześniej wygrał, a jak się wygrywa, złapało się formę, to trzeba iść za ciosem" - zauważył. Rozczarowaniem dla wielokrotnego mistrza Polski w jeździe na czas i srebrnego medalisty olimpijskiego z Seulu (1988) w szosowym wyścigu drużynowym były wyniki "Biało-czerwonych" w sobotniej "czasówce". Najlepszy z nich Maciej Bodnar zajął w Perigueux 14. miejsce, Kwiatkowski był 53., a Majka 56. "Zastanawiam się, co się stało, że obydwaj nasi pierwszoplanowi kolarze tak słabo pojechali na czas. Jeśli za rok, dwa mają walczyć o klasyfikację generalną, wygrać Tour de France, to nie można w ten sposób traktować tak ważnej i jedynej tego typu próby w wyścigu. Odpoczywali przed czekającym ich Tour de Pologne? Moim zdaniem, trzy-cztery dni przerwy to wystarczający odpoczynek, a oni mają tydzień. Zawodowy kolarz nie może leżeć na plaży. Ma kontrakt od lutego do listopada i musi przez cały czas utrzymywać formę. Bodnar uzyskał najlepszy wynik z "Biało-czerwonych", ale usprawiedliwiłbym go, gdyby był w dziesiątce. Poza tym trzy minuty straty do Martina to za dużo dla kolarza z tytułami mistrza Polski. Czasówkę trzeba ćwiczyć, tak jak bramkarz trenuje obronę rzutów karnych" - zauważył. Jaka perspektywa rysuje się przed polskim kolarstwem po tegorocznej "Wielkiej Pętli"? "Jest optymizm, ale nie wpadajmy w euforię, że mamy dwóch dobrych kolarzy i pięciu startujących w Tour de France. Patrzmy na to, co mamy w kraju. Jest tu kilkunastu kolarzy, którzy coraz więcej znaczą w wyścigach zagranicznych. Ale potrzebna jest młodzież, gwarancja sukcesji. Tymczasem brakuje małych klubów. Potrzeba nam takich kolarskich "orlików", które zagwarantują nadejście kolejnych roczników kolarzy. Majka miał cztery lata, gdy ja wygrywałem i trzeba było czekać całe pokolenie na następny taki sukces. Chciałbym, żeby już nie było takiej przerwy. Żeby takie etapy, jak ja i Majka, Polacy - obojętnie jakie nazwiska - wygrywali co roku w Tour de France" - zakończył Jaskuła.