Rywalizacja na igrzyskach w Paryżu zakończyła się dla Niewiadomej wielkim rozczarowaniem. Choć przyjechała po medal, zadowolić musiała się "dopiero" ósmym miejscem. Na mecie płakała, utyskując na prześladujący ją pech. Od tamtej pory minęły dwa tygodnie i... wszystko zmieniło się o 180 stopni. W niedzielę Polka przypieczętowała triumf w klasyfikacji generalnej Tour de France. Dokonała tego w wielkim stylu, odpierając wściekły, ponad 50-kilometrowy atak najgroźniejszej rywalki, Demi Vollering. Gdy przecięła linię mety w Alpe d'Huez zostały jej 4 sekundy przewagi. Ale to nie miało znaczenia, mogłaby zostać nawet jedna. Liczy się to, że stanęła na najwyższym stopniu podium. "To był rollercoaster. Miałam bardzo zły moment na przedostatnim podjeździe, na zjeździe z niego zdołałam dojść do siebie" - mówiła "na gorąco" przed kamerą Eurosportu odnosząc się do ataku Holenderki, po którym traciła w pewnym momencie blisko 90 sekund. Zrobiła to w kapitalnym stylu, jadąc rozsądnie i mimo wielkiej stawki nie dając się ponieść emocjom. Taktyczny majstersztyk Niewiadomej "Wiedziałam, że muszę rozważnie zasądzać siłami, minimalizować stratę tak bardzo, jak to możliwe. W radiu drużyny (zawodniczki są połączone z dyrektorami sportowymi - przyp.red) na ostatnich 2 kilometrach strasznie krzyczeli" - dodawała, odnosząc się do wspinaczki na Alpe d'Huez. Niedzielny triumf Niewiadomej to jej największy sukces w karierze i jeden z najlepszych wyników w historii polskiego kolarstwa.