Tegoroczna "Wielka Pętla" miała dać Cavendishowi upragnioną trzydziestą piątą wygraną - do tej pory zwyciężał trzydzieści cztery razy, tyle samo, co kilka dekad temu Eddy Merckx. Brytyjczyk szczególnie blisko celu był na 7. etapie, gdy minimalnie przegrał z Jasperem Philipsenem. Cavendish liczył na to, że da radę w kolejnych dniach, być może nawet na Polach Elizejskich, jednak jego nadzieje rozwiał wypadek, po którym konieczna była pomoc lekarzy. Media z całego świata pisały, że w karetce pogotowia kończy się sen Cavendisha o samodzielnym rekordzie. Wszystko wskazywało na to, że tak będzie rzeczywiście, bo 38-latek miał po bieżącym sezonie zakończyć swoją wspaniałą karierę. Ostatecznie wygląda jednak na to, że sam "Cav" nie ma zamiaru żegnać się z Tour de France w tak nieprzyjemny sposób. Koszmarny wypadek na mistrzostwach Europy. Pęknięty kask i twarz we krwi Mark Cavendish spróbuje raz jeszcze. Będzie kolejny sezon Kolarz ogłosił, że postanowił przedłużyć karierę jeszcze o jeden rok. W tej sytuacji stanie przed kolejną szansą na poprawienie rekordu, choć na pewno nie pomaga mu czas - w przyszłym sezonie będzie ścigał się już jako 39-latek. Cavendish nie będzie jednak bez szans, co pokazał choćby podczas tegorocznego Giro d'Italia, gdy odniósł etapowe zwycięstwo, które dało mu autentyczną radość. Brytyjski sprinter wygrywał klasyfikacje punktowe we wszystkich wielkich Tourach, był mistrzem świata, potrafił wygrać niektóre klasyki z Mediolan-San Remo na czele. Sukcesy osiągał także na torze - w madisonie trzy razy zostawał mistrzem świata. W lipcu przyszłego roku postara się o 35. etapowe zwycięstwo na Tour de France. Wielka królowa kończy karierę. Nikt nie ma więcej tytułów