Jak scharakteryzuje pan trasę wyścigu elity? Piotr Wadecki: - Mamy stukilometrowy dojazd z Lukki do rundy, którą trzeba będzie przejechać dziesięć razy. W sumie daje to dystans 272 kilometrów. Na rundzie są dwa podjazdy: jeden troszeczkę dłuższy, około czterech kilometrów, niezbyt wymagający, i drugi - krótki, ale sztywny. Będzie to wyścig uliczny, ciągle zakręty, w lewo, w prawo. Trasa preferuje tylko i wyłącznie silnych kolarzy. Myślę, że sprinterzy nie będą mieli wiele do powiedzenia. Kogo widzi pan w roli faworyta? - Będą się liczyć tacy zawodnicy jak Peter Sagan, Fabian Cancellara, Alejandro Valverde, Samuel Sanchez. Na pewno również obrońca tytułu Philippe Gilbert. Jednak w przeciwieństwie do jazdy na czas, gdzie kandydatów do medali można było wskazać praktycznie bezbłędnie bez większego ryzyka, to w wyścigu ze startu wsplnego jest wiele czynników decydujących o rezultacie. Wyścig jest troszeczkę loterią. Trzeba mieć sporo szczęścia, trafić z dniem. Startuje 200 kolarzy, których mogą po drodze spotkać różne przygody. Ciężko jest precyzyjnie powiedzieć, kto będzie walczyć o medal. Ma pan już w głowie plan taktyczny na wyścig? - Oczywiście że tak, ale czekam aż dojadą do Florencji wszyscy kolarze. Na razie są z nami tylko Michał Kwiatkowski i Maciek Bodnar, którzy startowali w czasówce. Wieczorem przyjadą Michał Gołaś i Bartek Huzarski, a pozostałych spodziewam się w piątek. W sobotę udamy się na wspólną przejażdżkę. Wieczorem usiądziemy i porozmawiamy. Przedstawię swój pomysł na wyścig i chcę usłyszeć od nich, co o tym myślą i jak oceniają swoją formę. Myślę, że moja strategia zostanie zaakceptowana. Na pewno staniemy na starcie z myślą o medalu, bo nie może być inaczej. Z tymi zawodnikami zdobycie miejsca na podium jest możliwe. Kto będzie liderem reprezentacji? - Mamy dziewięciu mocnych kolarzy. Chciałbym, aby liderów było dwóch, aby jechali aż do samego końca w komforcie, szanując się, ekonomicznie rozkładając siły. Będą kolarze do pomocy liderom, tacy jak Maciek Bodnar, którzy osłonią przed wiatrem, przeciągną ich w razie potrzeby do przodu grupy. Na pewno zostaną wyznaczeni zawodnicy, których zadaniem będzie znaleźć się w ucieczce w sytuacji, gdy odjedzie grupa z minimum ośmiu kolarzami. Nie wyobrażam sobie tego, by polska reprezentacja goniła ucieczkę. Nie możemy sobie na to pozwolić. Do decydującej rozgrywki liderzy powinni zachować jak najwięcej sił. Na co liczy pan ze strony biało-czerwonych? - Wierzę w to, że nasi zawodnicy włączą się do walki o czołowe miejsca. Bardzo liczę na Maćka Paterskiego. Pomimo tego, że mamy Michała Kwiatkowskiego, Rafała Majkę czy Przemka Niemca, którzy dobrze czują się na takich wymagających trasach, to wspominam o Paterskim, ponieważ jest w bardzo dobrej dyspozycji i przy odrobinie szczęścia może nawet powalczyć o medal. Czy naprawdę medal jest w zasięgu naszych kolarzy? - Czemu nie? Trzeba sobie stawiać najwyższe cele. Niektórzy myślą, że poszaleliśmy: jaki medal? Przypomnę rok 2000 i Plouay. Wtedy nikt w nas nie wierzył, a jednak Polacy wzięli wtedy na siebie ciężar gonienia ucieczki i skończyło się srebrnym medalem Zbyszka Sprucha. Pod względem nazwisk mamy najsilniejszy skład od lat. Wszyscy najlepsi polscy kolarze zdeklarowali się, że chcą wystartować w mistrzostwach świata i przyjadą do Florencji. Jestem pewny, że w dobrej dyspozycji. Jaki przewiduje pan scenariusz wyścigu? O tęczową koszulkę będzie walczyć niewielka grupka? - Tak sądzę. Do mety dojedzie niewielka grupka. Nie przypuszczam, by ktokolwiek wygrał po samotnym finiszu. We Florencji rozmawiał Artur Filipiuk