Bos pięciokrotnie był mistrzem świata na torze, a jego zwycięstwo w keirinie podczas czempionatu w Bordeaux w 2006 roku przeszło do historii. Mimo że kolarze osiągnęli prędkość grubo ponad 60 km/h, z dziecinną łatwością oderwał się od reszty stawki, na ostatniej prostej nawet zwolnił, oderwał ręce od kierownicy, obejrzał się i podniósł ręce w geście triumfu. To był kolarski nokaut. Jeszcze w tym samym roku został uznany najlepszym sportowcem Holandii. Na igrzyskach w Atenach w 2004 roku Bos wywalczył srebrny medal w sprincie. Kolejne igrzyska w Pekinie były jednak dla niego wielkim rozczarowaniem. Wyścigu eliminacyjnego w keirinie nie ukończył, ponieważ potrącił go Kamil Kuczyński, a w sprincie w ogóle nie wystartował. Karierę szosową rozpoczął dopiero w 2009 roku i szybko trafił przed... komisję dyscyplinarną Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI). Miał się wytłumaczyć ze swojej roli w kraksie na jednym z etapów wyścigu Dookoła Turcji. Ostatecznie został zawieszony na miesiąc. W wypadku, który spowodował, ucierpiał Darryl Impey z RPA, tracąc kilka zębów, doznając złamania żebra i wstrząśnienia mózgu. W związku z tym incydentem wielu kolarzy domagało się surowego ukarania Bosa, a ostracyzm Holendra w peletonie trwał jeszcze przez pewien czas. Mimo to Bos nie wrócił na tor (startuje na nim sporadycznie). Na szosie odniósł wiele zwycięstw, ale pierwsze w imprezie rangi World Tour zanotował we wtorek w stolicy Podkarpacia. - To wspaniałe i nieoczekiwane zwycięstwo. Zwykle rozprowadzam na finiszu innych sprinterów naszego zespołu, na tym wyścigu Barry'ego Markusa. Próbowaliśmy go przeprowadzić do przodu, ale został gdzieś z tyłu - powiedział zawodnik grupy Belkin. Na pytanie czy w środę w Katowicach również powalczy o wygraną, odpowiedział, że raczej nie, ponieważ etap jest znacznie dłuższy (236 km), a to mu nie odpowiada. Holender nie wyklucza powrotu na tor. - Być może wrócę do ścigania na torze i tam zakończę karierę. Może dobrą okazją do tego byłyby igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro - dodał.