We wtorek kolarze nie będą się ścigać, czcząc w ten sposób pamięć tragicznie zmarłego kolegi Bjorga Lambrechta. Decyzja organizatorów, podjęta w porozumieniu z ekipami, spotkała się z powszechnym zrozumieniem. "Pamiętam, że gdy w 2011 roku na Giro d’Italia zginął inny Belg Wouter Weylandt, następnego dnia również mieliśmy etap przyjaźni, spokojny przejazd do mety. W kolejnych dniach było już ściganie, ale brakowało atmosfery. Śmierć Lambrechta to wielka tragedia dla całego kolarskiego świata i trzeba to uszanować" - podkreślił Niemiec. Okoliczności śmierci Lambrechta wciąż budzą kontrowersje i dyskusje wśród uczestników wyścigu. "Droga była prosta, minimalnie pod górę, asfalt idealny. Rozmawiałem z kolarzami, którzy jechali obok Lambrechta. Prędkość była nie większa niż 35 km/h. Moim zdaniem to był po prostu nieszczęśliwy wypadek" - ocenił Niemiec. Zawodnicy wyruszyli na trasę czwartego etapu o godz. 12.07. Jak wspominał Niemiec, we wtorek rano nie było jeszcze wiadomo, czy kolarze ekipy zmarłego kolarza ekipy Lotto Fix All wystartują. Na krótko przed startem honorowym pojawili się jednak na rynku w Jaworznie i ustawili się na czele peletonu. Kolarze wystartowali spod bramy w kolorze czarnym. Wielu zawodników, w tym reprezentanci Polski, mieli stroje przystrojone kirami. Czarne tasiemki były widoczne również na samochodach wyścigowych. Peleton zatrzyma się przed Wilamowicami na 48. kilometrze, feralnym, na którym w poniedziałek miał wypadek Lambrecht. Na mecie Jego pamięć również zostanie uczczona minutą ciszy. Do wypadku doszło w pierwszej części poniedziałkowego etapu w okolicach Żor. 22-letni Belg uderzył w betonowy przepust na drodze i na miejscu był reanimowany, a następnie przewieziony do szpitala w Rybniku. Zmarł na stole operacyjnym.