Uczestnicy rywalizacji po starcie zostali źle pokierowani przez tzw. marszala i szybko opuścili granice Tarnowskich Gór. - Ludzie czekali wzdłuż trasy, dzieci się popłakały, bo nie obejrzały peletonu. Od razu pojechałem do Katowic, spotkałem się z organizatorami Czesławem Langiem i Lechem Piaseckim. Chodziło o wyjaśnienie kibicom, co się stało - dodał Korab. Organizatorzy zaproponowali przygotowanie imprezy kolarskiej w Tarnowskich Górach we wrześniu. - Żadnych szczegółów jednak na razie nie ma. My spokojnie czekamy, wiemy, że wyścig trwa, nikt nie ma teraz głowy do innych spraw., Ale po zakończeniu będziemy się chcieli jeszcze raz spotkać i dogłębnie wyjaśnić sytuację. Ludzie do nas piszą, a to przecież nie my organizowaliśmy wyścig. Miasto ze wszystkiego się wywiązało - dodał naczelnik. Podkreślił, że koszty samorządu to m.in. zabezpieczenie trasy, po której nikt z kolarzy nie przejechał. - A tam, gdzie kolarze jechali, nie było z kolei kibiców, bo nie zgadzał się czas z podanym w programie. Wszystko było szybciej, a ludzi nie chcieli wcześniej czekać w 30-stopniowym upale - wyjaśnił Korab. Zaznaczył, że rozumie, iż błąd popełnił człowiek. - Takie rzeczy się zdarzają. Mieliśmy jednak z Lang Teamem trzyletnią umowę, która teraz się kończyła. Nasi prawnicy analizują jej zapisy. Z wyznaczonej ulicami miasta trasy kolarze pokonali ok. 20 procent. Zobaczymy, jak to się poukłada. Chodzi o straty materialne i wizerunkowe - stwierdził naczelnik. Wszystkie pisma od tarnogórzan kierowane są do biura Lang Teamu. Niedzielny, drugi etap z Tarnowskich Gór do Katowic, miał liczyć 156 km, ale został skrócony do 144 km. Powodem był błąd jednego z marszali wyścigu, który krótko po starcie w Tarnowskich Górach źle skierował kolarzy i ci nie wjechali na 32-kilometrową rundę wokół tego miasta. W tej sytuacji zdecydowano, że w Katowicach zawodnicy pokonają nie trzy, a cztery razy 20-kilometrowe okrążenie. Etap wygrał Niemiec Pascal Ackermann (Bora-hansgrohe). Piotr Girczys